Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ażeby wypalić nakładziony w nim alabaster, któryśmy bywało przedtem naznosili. Dnia następnego, kiedy już alabaster był zupełnie przepalony, zaczynało się wygartywanie jego z pieca. Kazdy z nas brał ciężką kołatkę, nakładał do osobnego pudła alabastru i zaczynał go rozbijać. Było to bardzo przyjemne zajęcie. Kruchy alabaster bardzo łatwo się dawał rozbijać i zamieniał się szybko w pył błyszczący. Wywijaliśmy ciężkimi młotami i robiliśmy tyle łoskotu, że aż nam samym było przyjemnie. Wreszcie zmęczeni ustawaliśmy i lekko się nam robiło; na twarze rumieniec występował, krew bystrzej krążyła. Wówczas i Ałmasow zaczynał spoglądać na nas łaskawie, jak się patrzy na małe dziecię, łaskawie pykał ze swojej fajeczki, ale i wtedy nie mógł nie burknąć, gdy wypadło coś do nas przemowie. Zresztą był on takim ze wszystkimi, a w gruncie, jak się zdaje, dobry człowiek.
Drugą robotę, na którą mnie posyłano, było obracanie koła w tokarskim warsztacie. Koło było wielkie i ciężkie. Trzeba było nie mało wytężać siły do jego obracania, szczególnie jeśli tokarz (z majstrów inżynieryjnych) toczył coś w rodzaju słupków do poręczy schodowej albo do nóg wielkiego stołu dla jakiego urzędnika, do czego brano grube kawały drzewa. W takim razie siły jednego człowieka nie starczyły i posyłano zwykle do obracania koła dwóch: — mnie i jeszcze jednego ze szlachty, Polaka B. W przeciągu