Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

katorżnika rozwiązało mu ręce do większych jeszcze podłości. „Katorżnikiem zostałem, więc katorżnikiem będę; skorom katorżnik, więc nie ma wstydu być podłym“. Dosłownie to było jego mniemanie. Wspominam o tej brzydkiej istocie jako o fenomenalnem zjawisku. Kilka lat przeżyłem pośród zabójców, rozpustników, jawnych złoczyńców, a przecież mówię stanowczo, że nigdy w życiu nie spotykałem takiego zupełnego upadku moralnego, takiego zepsucia, takiej podłości jak w A-wie. Mieliśmy ojcobójcę ze szlachty; wspominałem już o nim; ale przekonałem się po wielu rysach i faktach, że i ten był nierównie szlachetniejszym i bardziej ludzkim od A-wa. W moich oczach, przez cały czas mego życia w ostrogu, A-w był jakimś kawałem mięsa z zębami i żołądkiem, z nieugaszoną żądzą najgrubszych, zwierzęcych, cielesnych rozkoszy, który dla zaspokojenia tej żądzy w czemkolwiek, gotów był z najzimniejszą krwią zabić, zarżnąć, słowem gotów na wszystko, byle tylko końce były schowane. Nie tu nie przesadzam; poznałem dobrze A-wa. To był przykład, do czego może dojść cielesna strona człowieka, nie powstrzymywana wewnątrz żadną normą, żadnem prawem. Z jakimże wstrętem patrzałem na jego wiecznie szyderczy uśmiech! To był potwór, moralny Quasimodo. Trzeba dodać do tego, że był przebiegły i rozumny, przystojny, trochę nawet u kształcony i miał zdolności. Nie, lepszy pożar, lepszy mór i głód, niż taki człowiek w społeczeństwie!