Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chała, a tego nie potrafię. Doktór słuchał, ujmował ją za rękę, całował jej dłoń, zraszał ją łzami; ja zaś nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać. Panna de La Chaux znała dobrze doktora, i, nazajutrz, kiedy jej rzekłem: — Ależ, pani, a gdyby doktór wziął panią za słowo? odparła: — Dotrzymałabym; ale to było niemożebne; ofiara moja nie była tej natury, aby ją mógł przyjąć człowiek taki jak on...
— Dlaczego nie? Zdaje mi się, że, na miejscu doktora, miałbym nadzieję, że reszta przyjdzie później. — Tak; ale, gdybyś pan był na miejscu doktora, panna de La Chaux nie byłaby uczyniła tej samej propozycyi.
Przekład Hume’a nie przyniósł jej zbyt wielkich korzyści. Holendrzy drukują ile kto zapragnie, byleby nic nie płacili.
— Na szczęście dla nas, wobec tych zapór bowiem jakie się u nas stawia myśli, gdyby zechcieli jeszcze płacić autorom, ściągnęliby do siebie cały ruch księgarski.
— Poradziliśmy jej, aby napisała utwór lżejszej treści, któryby przyniósł mniej zaszczytu a więcej zysku. Pracowała nad tem przez cztery czy pięć miesięcy, po upływie których przyniosła mi małą powieść historyczną, zatytułowaną Trzy faworyty. Utwór zalecał się lekkością stylu, trafną obserwacyą i zajmującą fabułą; ale, zupełnie bezwiednie (panna de La Chaux bowiem niezdolna była do złośliwości) powieść zawierała rozmaite rysy dające się ściągnąć do kochanki monarchy, margrabiny de Pompadour. Nie taiłem autorce, iż, mimo wielkich poświęceń jakieby uczyniła,