Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem się skłonić pannę de La Chaux aby poprawiła strój i wyszła. — Nie, rzekła, nie; zostaję. Chcę zedrzeć maskę z niegodnego. Poczekam na pana d’Hérouville, pomówię z nim. — I na co zda się to pani? — Na nic, odparła; ma pan słuszność. — Jutro żałowałaby pani tego. Niech wszystkie winy zostaną po jego stronie; to zemsta godna pani. — Ale czy godna jego? Czy pan nie widzi, że ten człowiek jest... Chodźmy, panie, chodźmy szybko; nie odpowiadam bowiem za to cobym zrobiła, ani cobym powiedziała... W mgnieniu oka panna de La Chaux naprawiła nieład stroju, i wypadła jak strzała z gabinetu Gardeil’a. Pospieszyłem za nią i usłyszałem jak brama zamyka się gwałtownie za nami. Później dowiedziałem się, iż Gardeil zabronił odźwiernemu jej wpuszczać.
Odprowadziłem ją do domu; zastałem tam doktora Le Camus, który na nas czekał. Uczucie, jakie powziął dla młodej dziewczyny, mało się różniło od tego, które ona żywiła dla Gardeil’a. Opowiedziałem mu nasze odwiedziny; i, poprzez oznaki gniewu, boleści, oburzenia...
— Nietrudno było wyczytać na jego twarzy, iż ten lichy rezultat nie był mu zanadto przykry.
— To prawda.
— Oto człowiek. Nie umie zdobyć się na więcej.
— Następstwem tego zerwania była gwałtowna choroba, podczas której dobry, zacny, tkliwy i delikatny doktór otoczył pannę de La Chaux staraniami, jakichby nie miał dla największej damy w całej Francyi. Przychodził trzy, cztery razy dziennie. Póki było niebezpieczeństwo, sypiał w jej pokoju na składanem