Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieci, widzą, krzyczą; rzucają się na ciało ojca, rzucają się na matkę. Węglarzowa, przywołana do zmysłów hałasem i krzykami dzieci, wydziera sobie włosy, szarpie paznogciami policzki. Feliks, nieruchomy u stóp drzewa, z zamkniętemi oczyma, z głową przechyloną wstecz, mówił gasnącym głosem: „Zabijcie mnie!“ Nastawała chwila milczenia, poczem rozpacz i krzyki zaczynały się na nowo, Feliks zaś powtarzał znowu: „Zabijcie mnie, dzieci! przez litość, zabijcie mnie!“.
„Spędzili w ten sposób trzy dni i trzy noce na rozpaczy; czwartego, Feliks rzekł: „Kobieto, weź sakwy, włóż chleba, i pójdź za mną“. Po długiem kołowaniu przez góry i lasy, przybyli do domu Oliwiera; dom ten leży, jak pani wiadomo, na skraju miasteczka, w miejscu gdzie gościniec rozszczepia się na dwie drogi, jedna do Franche-Comté, druga do Lotaryngii.
„Tam-to Feliks dowie się o śmierci Oliwiera i znajdzie się między wdowami po dwóch ludziach zabitych z jego przyczyny. Wchodzi i pyta żywo żony Oliwiera: „Gdzie Oliwier“. Z milczenia jej, ze stroju, łez, zrozumiał że Oliwier nie żyje. Zaćmiło mu się w oczach; upadł i rozciął sobie głowę o dzieżkę do zarabiania chleba. Wdowy podniosły go; krew jego barwiła im ręce, podczas zaś kiedy obcierały go fartuchami, on mówił: I wy, ich żony, wy spieszycie mu z pomocą! Mdlał znowu, wracał do przytomności i powiadał wzdychając: Czemuż mnie nie poniechał? Poco chodził do Reims? jak można było mu pozwolić na to?... To znów, jakgdyby rozum mu się mącił, wpadał w szał, tarzał się po ziemi i darł na sobie