Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jednego wieczora, kiedyśmy się wybrali, wedle zwyczaju, na przechadzkę, ujrzeliśmy, przed drzwiami jakiejś chaty, kobietę słusznego wzrostu i czworo drobnych dzieci u jej stóp. Postawa jej, pełna smutku i dzielności zarazem, ściągnęła naszą uwagę, ona zauważyła nas również. Po chwili milczenia, rzekła: „Oto czworo drobnych dzieci; jestem ich matką, a nie mają już ojca“. Ten dumny sposób przyzywania współczucia trafił nam do serca. Ofiarowaliśmy jej pomoc, którą przyjęła z godnością: przy tej-to sposobności, dowiedzieliśmy się dziejów męża jej Oliwiera i przyjaciela jego, Feliksa. Wspomnieliśmy o niej wpływowym osobom, i mam nadzieję że nasze polecenie nie było daremne. Widzisz stąd, iż wielkość duszy i wysokie przymioty moralne zdarzają się w każdym stanie i w każdym kraju; iż niejednemu człowiekowi, który umiera nieznany, brakowało jedynie szerszej areny, i że, aby znaleźć dwóch przyjaciół, nie trzeba udawać się aż do Irokezów.
Życzyłeś sobie, braciszku, wiedzieć co się stało z Feliksem; jest to ciekawość tak prosta, a pobudka jej tak chwalebna, iż wyrzucaliśmy sobie nieco żeśmy o tem nie pomyśleli. Aby naprawić ten błąd, wspomnieliśmy zrazu X. Papin, doktora teologii i proboszcza u Najśw. Panny w Bourbonne; daliśmy wszelako pierwszeństwo wice-delegatowi Aubert, człowiekowi bardzo zacnemu, bardzo uczynnemu, który nam przesłał następującą opowieść. Możesz polegać na jej wiarygodności.
„Ów Feliks żyje jeszcze. Wymknąwszy się z rąk sprawiedliwości, rzucił się w okoliczne lasy, których