Przejdź do zawartości

Strona:PL Dickstein Szymon - Kto z czego żyje.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ne narzędzia pracy — znowu źle, bo będzie nędza, głód. Więc cóż nareszcie zrobić, gdzie tu znaleźć radę?
Rada jest, i znakomita. Dlaczego by nie zrobić tak, jak jest dotychczas? Gdzie robotnicy pracują razem w wielkich fabrykach i na wielkich kawałkach ziemi, niech pracują i nadal razem, wspólnie. Ale niech nie pojedyńcze narzędzia, pojedyńcze wrzeciona, nie kawałki, ale całe fabryki należą do robotników, i to nie do jednego, ale do wszystkich. Niech wszystkie fabryki i cała ziemia należą do wszystkich robotników, niech będą ich wspólną własnością. Niech robotnicy pracują razem, ale nie na fabrykanta, tylko na siebie. Wtedy będzie wszystko załatwione, wtedy wyrabiano by nie mniej, jak teraz. Owszem, wyrabiano by daleko więcej. Każdy będzie wiedział, że nie pracuje na jednego pasibrzucha, ale pracuje na wszystkich, że pracuje na swoich towarzyszów i że ci w zamian pracują na niego. Będzie on teraz dobrze wiedział, że jeżeli będzie pracował dłużej w fabryce, niż potrzeba, to nadwartość (dodatkowa wartość, dodatkowa praca) będzie szła na wszystkich, nie pójdzie na zbytki garstki ludzi, ale poprawi los wszystkich.
Tak więc tylko wspólna własność fabryk i ziemi może ocalić robotników.



II.

A teraz zapytamy, czy się to uda? Czy można mieć jakiekolwiek nadzieje na to, żeby wspólna własność fabryk i ziemi ziściła się kiedykolwiek naprawdę? Czy to naprawdę możliwa rzecz, żeby każdy o sobie mógł powiedzieć, że sam jest dla siebie panem.
Przecież biedni i bogaci byli od najdawniejszych czasów. Przecież od najdawniejszych czasów zawsze i wszędzie