Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXIV.
BIAŁY DOM.

Nowy kawał czasu kilkomiesięczny ubiegi znowu.
Kapitan Marceli de Labardès opuścił ku niemałej swej uciesze dowództwo blokhauzu i powołany został do służby daleko czynniejszej.
Otrzymał zlecenie kierowania rekonesansami, wysyłanemi w głąb kraju i zdano nań służbę eskortowania wraz z swą kompanią oficerów sztabu głównego, delegowanych do zdejmowania planów i ułożenia mapy całego Algieru.
Egzystencya ta, pełna niebezpieczeństw, ruchu, rozmaitości, to życie tułacze i awanturnicze szczególniejszy miały urok dla młodego człowieka.
Pewnego dnia, wytykanie jakiejś drogi zawiodło oddziałek o jakieś dziesięć czy dwanaście mil od Algieru, to jest już w kraj najzupełniej wrogi.
Na wszystkich punktach sygnalizowano obecność oddziałków arabskich, niosących mord i zniszczenie, a kręcących się tu bezustannie tak jak to krążą zgłodniałe szakale, wokoło naszych przednich straży i forpoczt naszej armii.
Prace podjęte miały tu potrwać z tydzień przeszło. Marceli, chcąc uniknąć, aby mu codnia nie padało po kilku ludzi od kul arabskich u biwakowych ogni, postanowił, że należałoby gdzieś w okolicy wyszukać sobie miejscowości, w której możnaby rozłożyć obóz, która mogłaby służyć zarazem za militarną pozycyę a i dawać kompanii, którą komenderował, pewność, o ile można zupełną, że nie zostanie napadniętą z nienacka.
Skutkiem tego z jakich dziesięciu ludzi, pod dowództwem sierżanta, którego już znamy, wysłanych zostało na zwiady z poleceniem wynalezienia odpowiedniej pozycyi.
Po godzinie jakiejś może powrócił ten oddziałek.
— A cóż, sierżancie? — spytał Marceli.
— Kapitanie, odkryliśmy jak to mówią srocze gniazdo...
— Cóż to jest to twoje gniazdo?
— Domek biały, kapitanie, wcale niczego i taki czysty, jak z przeproszeniem twarz moja....
— Gdzież leży ten domek?...
— O małe ćwieć milki ztąd, na lewo; otoczony on jest gaikiem palm i drzew owocowych wszelkiego rodzaju.... Nie duże to ale takie ładniutkie jak nasza wieśniaczka, kiedy włoży najlepszy swój czapeczek, idąc na tańce....
I sierżant, zadowolniony z swego porównania, podkręcił wąsa z miną zdobywcy.
— Zdaje mi się, że to może nam być przydatne... — pomyślał sobie Marceli. — I wydał oddziałowi rozkaz puszczenia się w drogę.
Niebawem stanęli też przed owym domkiem, odkrytym przez sierżanta. Istotnie wysłany na zwiady podoficer nie przesadził bynajmniej ani zalet jego zewnętrznych, ani też dobrej jego pozycyi.
Zagrodzony gaik był pasty, okna były pozamykane. Rzekłbyś dom niezamieszkały zupełnie.
Sierżant uderzył kilkakrotnie we drzwi kolną swej broni, naprzód z cicha, potem silniej nieco; w domku jednak nic się nie poruszyło, nic nie dało znaku życia.
— Kapitanie, — powiedział wówczas, — dom jest pusty, albo też ci co go zajmują strasznie muszą mieć słuch stępiały.... Co tu robić?...
— Trzeba drzwi wywalić! — odpowiedział Marceli. — Ano, bo i co robić u licha!...
Natychmiast też podeszli dwaj żołnierze z toporami w ręku i gotowali się do spełnienia rozkazu kapitana.
W tej chwili okienko, znajdujące się nad głównem wejściem, otwarło się nagle. W okienku tem pojawiła się młoda dziewczyna, wymówiła kilka słów po arabska i zniknęła.
— Co ona powiedziała? — spytał Marceli tłómacza.
— Powiedziała, żebyśmy przez chwilę byli cierpliwi, że zejdzie natychmiast....
— A więc dobrze, czekajmy.
Rzeczywiście, po upływie paru sekund posłyszano odsuwanie ryglów we wnętrzu domu, zaskrzypiały ciężkie drzwi na zawiasach i młoda dziewczyna stanęła na progu.
Trudno byłoby wyobrazić sobie coś dziwniejszego a zarazem wdzięczniejszego nad to dziecko, zaledwie piętnastoletnie, którego twarz wbrew obyczajom krajowym była odsłonięta zupełnie.
Cudownie piękna, ale tą pięknością dziką była ona urzeczywistnieniem nieskalanego typu fizycznych kształtów starej arabskiej rasy.
«Jedynym zarzutem, który można było uczynić piękności tej dziewczyny była przesadzona nieco długość jej szyi, która przecież, jak istna szyja łabędzia, tem większą odznaczała się gracyą i zupełny brak rozkosznych zaokrągleń w konturach biustu. Drobne te jednak niedoskonałości były głównym charakterem właśnie czystości krwi.
— Do licha! sierżancie... — mruknął pod Wąsem fizyljer Pacot do ucha swemu podoficerowi, — to mi śliczna dziewczyna!
— Cicho, do szeregu, smarkaczu! — odparł sierżant. — Gdybyś ty miał szczęście przez chwilę tylko popatrzeć na Katarzynę, moją kochankę, która pozostała w kraju, zrozumiałbyś, że tej Arabce brak conajmniej z pięćdziesięciu funtów tłuszczu na jej osobie!... Kobieta, która się nie odznacza konturami Nr 1-szy i wdziękami podstawnego kalibru, nie może