Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stwa... przyjemność nigdy nie szkodzi, a pan baron nigdyby mi nie przebaczył, gdybym go nie uprzedził o przyjeździe jego synowca...
Hieronim, poprzedzając Marcela, przeszedł szerokie podwórze, na którem nietylko spotykały się najrozmaitsze okazy pasożytnych roślin, lecz przytem i prawdziwe zarośla.
Przebyli razem dziesięć stopni peronu z rowiedzionych płyt marmurowych... i weszli do antykamery, w której freski łuszczyły się, poczem do salonu imponujących rozmiarów, w którym meble z szaremi pokrowcami nie były używane od lat dwudziestu.
— Panie, — rzekł stary sługa, podsuwając fotel, — racz pan usiąść na chwilę... pójdę uprzedzić mego pana....
I wyszedł z latarnią, pozostawiając młodego człowieka w najgłębszej ciemności.
Nieobecność jego zrestą nie więcej trwała jak kilka minut, i powrócił oznajmiając, że pan baron oczekuje pana Marcela z niecierpliwością.
Sypialny pokój barona Antydesa de Labardès, przedstawiał dziwaczną mięszaninę rzeczy zbytkowych i najskromniejszych.
I tak, przytoczyć można jako przykład: obok bardzo bogatych mebli, okrytych chińskim haftowanym atlasem, pochodzącym od ojca barona, stało krzesło drewniane, używane przez chłopów, na którem skąpy baron zwykle odpoczywał. — Firanki z atłasu podobnego do pokrycia mebli, osłaniały łoże rzeźbione i złocone; — lecz kołdry i prześcieradła zbyt długiem użyciem przyprowadzone były do stanu gipiury, a pomimo to pan de Labardès nie mógł się na zmienienie ich zdecydować. — Obrazy mistrzów okryte były gazą, aby ustrzedz złocone ramy, od much nie znających dla niczego szacunku; — nakoniec ostatni ciekawy szczegół, który oryginalnością przechodził wszystkie inne, — zegar stojący na kominku, nie był nakręcony, ponieważ baron nie chciał niszczyć sprężyny!!...
Wątpimy, ażeby Harpagon Moliera mógł wpaść na podobny pomysł!
— Na honor szlachcica, mój chłopcze, — zawoła! pan de Labardès, w chwili kiedy Marcel wszedł do pokoju, — jestem zachwycony, widząc ciebie!!...
— A ja, mój kochany stryju, — odpowiedział porucznik, — jestem szczęśliwy, ze cię mogę uściskać. — I razem z moimi pocałunkami, przynoszę ci stryju pocałunki, które mój ojciec, matka i siostra kazali ci przywieść....
Uściski nic nie kosztowały, baron w tym razie mógł się okazać rozrzutnym, — przycisnął więc Marcela do serca po razy kilka z prawdziwym wylaniem czułości.
Baron Antydes de Labardès miał lat siedemdziesiąt pięć, był bardzo wysokiego wzrostu i straszliwie chudy, lecz dobrze zakonserwowany, — twarz jego długa przypominała drapieżnego ptaka, lecz nie pozbawioną była godności ani szlachetności. Nos wązki, zakrzywiony, jak dziob orła, był oznaką dobrej rasy, a spojrzenie jego oczu szarych, bardzo bladych niewątpliwie było cechą szlachcica.
Wierzch głowy całkiem był pozbawiony włosów, i świecąca czaszka, miała ton zżółkłej kości słoniowej, i zdawała posiadać jej twardość. — Około skroni długie kosmyki włosów białych jak srebro, okalały twarz i spadały na plecy.
Baron usiadł na łożu, aby przyjąć Marcela. Koszula jego otwarta od góry dawała dostrzedz prawdziwie przerażającą chudość piersi, podobnej do preparatu anatomicznego.
— Oczekiwałem cię dopiero jutro, mój chłopcze, — rzekł starzec po pierwszych wynurzeniach.
— Wiesz, że to bardzo nierozsądnie z twej strony, żeś nocą puścił się w podróż, gdy drogi są tak niebezpieczne.... Lecz nie wiesz zapewne, że pięciu galerników zbiegło w okolice Tulonu....
— Już jest tylko czterech, mój stryju....
— Dobra nowina!!
— Więc jednego schwytano?...
— Nie, mój stryju, został zabity....
— Tem lepiej!... Ale czy jesteś pewny tego co mi mówisz?...
— Tak pewny, jak to, że ciebie widzę mój stryju.
— Czy dowiedziałeś się o tem od osoby godnej wiary?
— Dowiedziałem się od siebie samego.
— Więc byłeś obecnym, kiedy zabito tego nędznika?
— Kula jednego z moich pistoletów wyprawiła go na tamten świat, a moja ręka pistolet ten trzymała....
Baron wydał okrzyk zadziwienia, i okrzyk ten powtórzony został przez Hieronima, który nie opuścił pokoju i dyskretnie lub niedyskretnie, jak kto woli, stał w zagłębieniu okna.
— I, zapytał pan de Labardès, — kiedy to się zdarzyło mój chłopcze?
— Co najwyżej godzinę temu.
— Daleko ztąd?
— O dwadzieścia minut drogi....
— Tak blisko od nas!?... drżę cały!... Szczegóły Marcelu, daj mi szczegóły....
— Oto są mój stryju....
Marcel opowiedział tak treściwie, jak tylko można, znane nam fakta.
Podczas gdy mówił pan de Labardès wznosił od czasu de czasu w górę ręce, aby tą wyrazistą pantominą okazać jak go interesuje niebezpieczeństwo, na jakie jego synowiec był narażony.
Kiedy Marcel dokończył, baron zawołał: