Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tłómaczę sobie teraz doskonale, — ciągnął Gontran — i ową podróż do Paryża, która mi się wydawała tak niezrozumiałą i smutek całej rodziny i nasze życie odosobnione w starym pałacu na ulicy Chaillot i przedewszystkiem moje wygnanie do bastylii pana Génin.... Trzeba było bądź co bądź wydalić mnie na czas niejaki z ojcowskiego domu, aby otoczyć wieczną dla mnie tajemnicą rzeczy, które miały zajść w tym domu.
Krótko mówiąc, dzień twojego rozwiązania zbliżał się... Blanka miała wejść w życie utajoną furteczką....
Wybacz mi, że tak zatrzymuję się nad szczegółami, które dla ciebie są przykre, ale zdaje mi się nieodzownem przywiedzenie ci na myśl tych wspomnień...
Chodziło o dwie rzeczy, jednako ważne w oczach naszych rodziców....
Trzeba było naprzód zabezpieczyć twój honor i uchronić cię od kompromitacyi, choćby samem tylko podejrzeniem....
Trzeba było następnie pokierować wypadkami w ten sposób, aby Blanki nie dotknęło poniżenie, które ciąży na dzieciach nieprawych i aby mogła wzrastać i żyć obok ciebie, szczęśliwa i piękna jak ty, jak ty bogata....
Mój ojciec nie wahał się ani chwili... z zadziwiającą zręcznością przysposobił wszystko naprzód.... Brzemienność udana mej matki zdała się dochodzić do kresu.... Blanka przyszła na świat, została wpisana w rejestra stanu cywilnego jako prawa córka generała hrabiego de Presles i jego żony.
Zatajenie dziecka, podstawienie dziecka kobiecie, która nie zległa spełniło się!...
Zbrodnia została dokonaną!...
— Zbrodnia! — zawołała Dyanna drżąca. — Gontranie, co ty śmiesz mówić?...
— To kodeks karny tak mówi, moja kochana siostro, a nie ja.... Mój ojciec spełniał zbrodnię tak samo, a nie mniej karaną jak fałszerstwo... a wspólniczkami tej zbrodni byłyście wy obie z matką!.. Czy rozumiesz teraz, że nie miałać prawa mówić mi o mojej bezcześci i wołać: galery domagają się ciebie! Jestem winnym bezwątpienia, ale ani trochę więcej jak ojciec mój, jak ty sama...
— Czy możesz porównywać twoje postępowanie z naszem? — spytała pani Herbert z oburzeniem.
— Dlaczegóżby nie?
— Jakaż różnica jednak między naszym postępkiem a twoim?...
— Wyznaję, że nie mogę dopatrzeć tej różnicy.
— Nikczemne pobudki kierowały twoimi czynami.... My byliśmy posłuszni najszlachetniejszym uczuciem.
— Prawo nie uznaje zupełnie tych subtelnych rozróżnień!...
— A któż ci mówi o prawie? tu chodzi o honor.
— Bądźże ostrożną moja Dyano, — odparł Gontran, ze śmiechem, — bo jeśli nie zatrzymasz się na tej niebezpiecznej pochyłości, za chwilę gotować mi przytoczyć i sparafrazować jeden z najsławniejszych i najobrzydliwszych wierszy Woltera:
„Zbrodnia stanowi hańbę, a nie rusztowanie.“
Jeatżeś pewna zresztą, moja kochana Dyanno, zupełnej szlachetności uczuć, o których mi mówiłaś przed chwilą?...
— Jestem pewną przynajmniej, że przewidziany czy nie przez prawa czyn, który z taką goryczą wyrzucasz memu biednemu ojcu, nie przynosił krzywdy nikomu.
— A! tak sądzisz? — zawołał Gontran z ironią.
— Czyż się mylę?
— Tak, moja siostro, mylisz się!... ten czyn tak szlachetny i tak wspaniałomyślny był poprostu bezwstydną kradzieżą!...
— Kradzieżą! — powtórzyła pani Herbert pomięszana.
— Tak, moja biedna Dyanno, kradzieżą; mnie to okradano!
— Ciebie! Gontranie?... Nie wierzę ci!... nie, nie, to niepodobna.
— A! mój Boże, wiem ja od dawna, że kobiety znają się zupełnie na interesach.... To też niemam zamiaru oskarżać ciebie, ale oskarżam ojca, który wiedział przecie dobrze, że mię odziera.... Kwestya to jest niesłychanej prostoty... przedłożę ją tobie, a sama osądzisz.... Przed urodzeniem Blanki było nas tylko dwoje dzieci.. majątek matki dochodził do miliona pięciukroć stotysięcy franków.... Po śmierci matki mojej, majątek ten miał być podzielony między nas dwoje w równych częściach. Blanka przyszła zająć miejsce trzeciego dziecka i domagać się zarazem trzejciej części macierzyńskiego spadku. Czy to jasne? Mój ojciec posiada trzy miliony. Gdyby po jego śmierci rzeczy pozostały w tym samym stanie, w którym się znajdują, a z pewnością pozostałyby bez cudownego przypadku, który mi odsłonił wszystko, Blanka zabrałaby jeden z tych trzech milonów. Zatem twoją córka ukradła mi w przeszłości dwakroć pięćdziesiąt tysięcy, a w przyszłości byłaby mi ukradła pół miliona. Co ty mówisz moja kochana Dyanno?