Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niezadługo....
— Dla czegóż nie zaraz?...
— Ponieważ poleciłem pańskiemu lokajowi, aby kazał zaprząd do powozu, którym tu przybyłem.... Powinien już być gotów, a ponieważ pan mi towarzyszysz, pomówimy o tem w drodze.... Czy się pan na to zgadzasz?
— Zgadzam się na wszystko, czego pan życzysz sobie....
Służący przyszedł w tej chwili zawiadomić, że powóz zajechał, pan Polart wsunął mu tajemniczo w rękę znowu sztukę czterdziesto-frankową.
— Kochany wicehrabio, — rzekł następnie, — jestem na twe rozkazy....
— Jedźmyż....
W chwilę potem obaj panowie, z cygarami w ustach, rozparci w najętej karecie podążali drogą ku Talonowi.
— A teraz, — spytał Gontran, — czy nadeszła chwila, abyś mi pan opowiedział owe rzeczy tak dla nas obu interesujące, znalezione w nocnej lekturze?...
— Odgadnij też pan co to być może!...
— O! zrzekam się tego z góry!... Jak żyję nie mogłem odgadnąć nigdy żadnej zagadki.
— Co byś powiedział, gdybym w tej bogatej żyle odkrył dla pana natychmiastowy majątek?...
— A cóż! powiedziałbym, że ten majątek przychodzi mi bardzo w porę!... Ale, szczerze mówiąc, wątpię trochę....
— A nie masz pan racyi.... Przed upływem trzech miesięcy byłbyś bogatymi...
— Co znowu!...
— Czy zapominasz, wicehrabio, że ja mówię zawsze tylko na pewno....
— A ten majątek wyjdzie z owej książki pana Balzaka!...
— Stanowczo z owej książki.
— Jakaż będzie cyfra jego?...
— Jakąż jest cyfra osobistego majątku pańskiego ojca?...
— Mniej więcej trzy miliony.
— Ponieważ zatem masz pan dwie siostry, będziesz miał na siebie milion.
— Panie baronie, — zawołał Gontran, — więc tu chodzi o majątek mego ojca?...
— Po prostu.
— I pan mówisz o podziale między siostry i mnie?...
— Ależ tak, mój Boże.
Młody człowiek pobladł okropnie.
— Czy śmiałbyś pan... — wybąknął, — czy śmiałbyś proponować mi zbrodnię?...
Pana Polart napadł śmiech homeryczny.
Słowo honoru, kochany wicehrabio, — odparł po chwili, — jesteś nieoceniony!... Czy przypadkiem sądzisz pan może, żem przez lat dwadzieścia wiosłował na galerach Jego Królewskiej Mości, jak się mówiło niegdyś?... Mówię ci o rzeczy najniewinniejszej w świecie, a tu wyobraźnia twoja nagle stwarza melodramat okropny i krwawy!... Ja myślę o prostej i zwykłej formalności sądowej, wielce użytecznej dla dobra generała, a pan natychmiast widzisz mnie pogrążonego w jakichś zbrodniczej machinacyi i zamierzającego uzbroić twą rękę w nóż ojcobójczy!... No proszę, więc ani domyślając się muszę chyba mieć minę wielkiego łotra, pełnego krwawych pomysłów? Jeśli taką opinię miewasz pan o swych przyjaciołach, pozwólże mi powinszować sobie serdecznie!...
— Wybacz mi pan, — odpowiedział Gontran, wielce zakłopotany, — ja bo źle zrozumiałem... myśl słów pańskich... i wyznaję nawet, że teraz....
— Nie możesz pochwycić jej jeszcze, nieprawdaż?...
— Przyznaję....
— Mówiłem tu któregoś dnia, nie pamiętam już z jakiego powodu, że panu należy zawsze stawiać kropki nad i.... I nie zmieniłem tego mniemania... skutkiem tego muszę wytłómaczyć się teraz kategorycznie. Tom Balzaka, który czytałem tej nocy nazywa się: Wzięciem w kuratelę.... No, a teraz czy pan już rozumiesz?...
— Nic.
— Do dyabła!... zdaje mi się, że to już brak dobrej woli!... Czy znasz pan cokolwieczek kodeks?
— Ani trochę....
— To wielki błąd.
— Przecieżem nie adwokatem....
— Mniejsza z tem... trzeba zawsze znać kodeks... to rzecz bajecznie zajmująca.... To moja ulubiona lektura w chwilach wolnych.... Nie umiałbym powiedzieć panu, ile pilne czytanie go może przyczynić się do uniknięcia pewnych szkopułów i uchronienia się od niebezpiecznych wypadków w życiu!... Wracając do kwestyi, która nas zajmuje, czy wiesz pan przynajmniej co to jest kuratela?
— Dość niejasno.
— A zatem ja to panu lepiej wyjaśnię. Kuratela jest to opieka prawna, obrona, legalna gwarancya, dana spadkobiercom człowieka, którego stan niedołęstwa umysłowego, zdziecinnienia lub obłąkania jest skonstatowany, zgodnie z formami wymagalnemi przez lekarza i odnośnego urzędnika. Skoro raz już orzekł sąd kuratelę, wzięty w nią, nie może już mieć prawa używania, rozporządzania majątkiem, ani administrowania swoimi dochodami. Istnieje on jeszcze, bezwątpienia, ale tak jakby już nie żył, a majątek jego zostaje rozdzielony między naturalnych spadkobierców. Czy rozumiesz pan teraz dla czego mówiłem przed chwilą,