Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po tych słowach nastała kilkuminutowa cisza.
Gontraan przerwał ją:
— Ależ nakoniec, panie, znanem ci jest obecne moje położenie... Zkądże pan chcesz, bym wziął pieniędzy, których odemnie żądasz?...
— Słowo honoru, kochany wicehrabio, — odpowiedział baron, — miałbym prawo pogniewania się... uważasz mnie za srogiego wierzyciela, który przychodzi w towarzystwie komornika domagać się wypłaty długu!... Toż ja nie myślę bynajmniej wymagać natychmiastowego płacenia.... Nie żądam przecież moich pieniędzy, ani w ciągu dwudziestu czterech godzin, ani w ciągu czterdziestu ośmiu, ani nawet za dwa tygodnie.... Będę czekał.
— Do jakiej że epoki?...
— Do epoki, w której śmierć hrabiego de Presles odda panu w ręce dziedzictwo....
— Ależ to trwać może jeszcze bardzo długo....
— Bez wątpienia, to też, abym nie znużył się tem oczekiwaniem, postanowimy, że za każdy rok spóźnienia dołączoną zostanie do pierwotnego kapitału suma dwudziestu pięciu tysięcy franków.... Jeżeli przeto generał każę ci, wicehrabio, czekać dwa lata jeszcze na swą fortunę, pan mi wyliczysz wówczas okrągłe dwakroć sto tysięcy franków.
— Do tego zaś czasu mam pozostawać w absolutnej od pana zależności?...
— Oczywiście.
— Ależ to znaczy toż samo, co nie żyć!... To niewolnictwo gorsze niż śmierć!... to męczarnia każdego dnia, każdej dnia godziny!... każdej minuty!...
— Ba!.. przyzwyczaisz się pan niezadługo do tego miecza Damoklesa, zawieszonego nad twą głową, zwłaszcza też, że zawieszony on jest u sufitu na nici silnej, która się zerwać nie może.... Gotów jestem iść w zakład o co pan zechcesz, że przed upływem miesiąca ani już myśleć o tem będziesz.
— Czy możesz pan tak mówić, kiedy przed chwilą jeszcze z powodu takiej błahostki, groziłeś mi, że mnie zgubisz?
— Groziłem, kochany wicehrabio, poniewż z powodu najbłahszej w świecie rzeczy, jak sam przyznajesz, wziąłeś sobie za zadanie rozirytować mnie do najwyższego stopnia.... Dodać tu muszę, aby dać panu całkiem dokładny obraz mego charakteru, że jestem człowiekiem, który gotów jest nawet materyalne swe interesa poświęcić zawsze zadowolnieniu miłości własnej.... Oprócz tego sądzę, że nigdy nie można zapłacić zbyt wysokiej ceny za prawdziwie boską rozkosz zemsty.... Znaczy to, że z całego serca zrzekłbym się był przyszłych moich stu pięćdziesięciu tysięcy franków, aby cię wysłać na galery, wicehrabio, gdyby podniesiona przez ciebie szpicruta była spadła na twarz moją.... Niechajże to, drogi przyjacielu służy ci za naukę. Co do zaproszenia, o którem ci wspomniałem, na czwartek, stoję przy mem żądaniu więcej niż kiedykolwiek. Obstaję przy niem z powodu tego właśnie braku gorliwości, jaki pan okazałeś w przyrzeczeniu mi go i powtarzam ci, wicehrabio, że mogą ci się przytrafić rzeczy wysoce nieprzyjemne, gdybyś miał nie postarać się o zadowolnienie tej mojej fantazyi. A teraz opuśćmy ten przedmiot rozmowy, który, jak się zdaje, nie sprawia panu zbyt wielkiej przyjemności, a mówmy o śniadaniu, które zamierzam ofiarować jutro kilku tym panom z »Klubu Przemysłu i Sztuki« i w którem, jak się spodziewam, pan mi pomożesz gospodarzyć.... Wszak mogę na ciebie liczyć, wicehrabio?...
Gontran spuścił głowę.
Rumieniec palący oblał mu twarz całą; mimo to jednak odpowiedział:
— Tak, możesz pan liczyć na mnie....


XXVI.
POMYSŁ GONTRANA.

W chwili, kiedy jeźdźcy dojechali do skrzyżowania się dróg, z których jedna prowadziła do miasta, druga zwracając na prawo wiodła w kierunku willi Jerzego Herbet, Gontran nagle zatrzymał konia.
— Co to? — spytał pan de Polart, — więc pan nie jedziesz ze mną do Tulonu?...
— Nie, — odpowiedział młody człowiek, — tu pana opuszczam.
— Gdzież pan jedziesz?
— Powracam do zamku.
— Co za myśli... Czyżbyś pan przypadkiem chował do mnie żal za naszą poprzednią rozmowę?
— Bynajmniej.
— W takim razie dla czegóżby nie towarzyszyć mi kawałek jeszcze?
— Nie mam innego tłómaczenia, nad ten chyba powód, że czuję potrzebę powrócenia do domu.
— Jak ci się podoba, kochany wicehrabio.... Wiem ja to z doświadczenia, że bywają chwile, w których człowiekowi czarno jest jakoś w duszy. Samotność w takich razach wydaje się człowiekowi najcenniejszą i najbardziej upragnioną w świecie rzeczą. Wracajże pan, ale nie zapominaj, że jutro siadamy do stołu punkt o dwunastej.
— Nic nie zapomnę.
— Do widzenia i staw się pan punktualnie.
Baron Polart wyciągnął rękę do Gontrana, który nie śmiał odmówić jej przyjęcia, odwzajemniając jednak uścisk z łatwym do odgadnienia wstrętem.
Młody człowiek zwrócił konia w stronę zamku Presles i spinając z jakimś rodzajem wściekłości rumaka ostrogą, popędził w czwał po drodze, osłoniętej w dali stuletniemi drzewy zamkowego parku; gęsty tuman kurzu wzniósł się za nim.