Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A — spyta! żywo Raul? serdecznem wzruszeniem, — czy aprobujesz, ojcze, moją miłość!...
— Dla czegóż nie miałbym jej aprobować?... Blanka, na którą patrzałem dotąd raczej jak na milutkie dziecko niż jak na młodą dziewczynę, prawdopodobnie odziedziczyła nietylko piękność ale i przymioty swej matki....
— Nie mylisz się, ojcze! — zawołał Raul; — panna de Presles jest aniołem!...
— Kobieta, którą się kocha zawsze jest aniołem, — odpowiedział pan de Labardès, uśmiechając się ponownie. — Zdarza się to wprawdzie czasem a nawet podobno dość często, że po ślubie odpadają skrzydła a anioł zamienia się w demona.... Pragnę wierzyć, że skoro panna de Presles zostanie panią Simeuse, nie będziesz potrzebował lękać się podobnej przemiany. Dyanna Herbert jest pod każdym względem doskonałą kobietą.... A za jej przykładem iść będzie prawdopobnie jej siostra.
Raul słuchał z łatwą do odgadnienia radością tych słów Marcelego.
— O, mój ojcze, — wyszeptał, — przypuszczasz więc, że Blanka de Presles może zostać moją żoną.... Czy sądzisz, że mogę mieć nadzieję?...
— Nie widzę nic, coby mogło związek ten czynić niemożliwym.... Nosisz piękne nazwisko, mniej może znakomite niż nazwisko hrabiów Presles, ale w każdym razie niepowszednie, skoro zapisało się w karty dziejów. Zresztą małżeństwo Dyanny z Jerzym Herbert, który nie jest nawet szlachcicem, dowodzi ci, że twój ród żadną miarą nie może ci stanąć na przeszkodzie.... Co do majątku, będziesz dla Blanki świetną partyą.... Mój majątek jest twoim: jesteś przeto bogatym, daleko bogatszym nawet niż będzie panna de Presles. Przeszkody materyalne zatem, zdaje się nie istnieją — nie mogę tylko odpowiadać tu ani za uczucia panny Blanki dla ciebie, ani za zezwolenie jej ojca, który może ma względem niej inne jakie zamiary....
— Czy sądzisz, że ma jakie? — spytał Raul z przerażeniem.
— Nie sądzę nic zupełnie pod tym względem, moje dziecko, nie mam bowiem najmniejszego wyobrażenia o zamiarach hrabiego Presles... zdaje mi się wszakże uzasadnionem mniemanie, iż poczciwy i szlachetny ten starzec uważa dotąd Blankę za dziecko i że nie zajmował się jeszcze myślą wydania jej za mąż.
— Oby Bóg dał, żeby tak było!
— A teraz kolej pytania na mnie.... Czy sądzisz, że Blanka wie coś o tem, że ją kochasz i czy sądzisz, że ci jest wzajemną?
Po chwili milczenia, Raul odpowiedział:
— Znasz mnie dostatecznie, ojcze, aby być pewnym, żem nigdy nie powiedział Blance ani jednego słowa o miłości... Dodam tylko, że ona odgadła, przynajmniej tak mi się wydaje, uczucia, które skrywałem przed nią a które i ona podziela.... Jej mimowolne pomięszanie w mej obecności, jej wzruszenie źle skrywane, nagły jej rumieniec, drżenie głosu nawet, ilekroć mówi do mnie, zrodziły w mej duszy tę najmilszą dla mnie z wszystkich nadziei....
— A zatem z tej strony wszystko idzie dobrze, chyba, że myliłbyś się najkompletniej...
— Takiem jest moje zdanie, a wiesz przecie, jak zarozumiałość jest obcą memu charakterowi....
— Prawie codzień bywasz w zamku... jakże cię przyjmuje generał?...
— Jak najuprzejmniej, jak najserdeczniej. Okazuje mi tyle przywiązania, jakby nas już łączyły z sobą ściślejsze węzły. Ma w tem upodobanie, aby podczas spacerów w parku opierać się z jednej strony na Blanki, z drugiej na mojem ramieniu. Czasami nazywa mnie swym synem.
— Coraz lepiej, coraz lepiej! — zawołał Marceli, rozradowany szczęściem swego przybranego dziecka. — Widzę, że cała rodzina przyjmuje cię z góry za swego i okazuje dziś już swą sympatyę....
— Cała rodzina?... powtórzył Raul. Na nieszczęście, nie.... Mylisz się, ojcze, przypuszczając, że w zamku Presles wszyscy są przyjaźnie usposobieni dla mnie...
— Czy istnieje jaki wyjątek?
— Tak.
— Któż to nie lubi cię?...
— Siostra Blanki.
— Dyanna Herbert!
— Tak, mój ojcze.
— I sądzisz, że ani trochę nie mil dla ciebie sympatyi?...
— Nietylko brak tam absolutnie wszelkiej sympatyi, ale co gorsza istnieje nienawiść.
— Nienawiść!
— Niestety, tak!...
— Ależ to niepodobieństwo!...
— Niepodobieństwo, być może, ale niemniej tak jest rzeczywiście. Nie jest to z mojej strony domysłem, ale pewnością.... Mam na to więcej niż pewność, mam dowody....
— Dyanna miałaby nienawidzieć ciebie.... ona, sama dobroć.... życzliwość wcielona!...
— Powtarzam ci, ojcze, że pani Herbert mnie niecierpi.
— Ależ za co, nakoniec?
— Nie mam wyobrażenia. Konstatuję tylko, za-