Smutno to powiedzieć, że pewne czyny nie są karane natychmiast, jakkolwiek należą do najhaniebniejszych postępków. Na tej to podstawie w ciągu kilku tygodni w zamku Montmorency wszystko odbywało się w jak najlepszym porządku i spokojnie.
Blanka Lizely jak artysta, który nareszcie znajduje kącik odpowiedni do pracy, rozpościera swoje palety lub książki, z prawdziwą radością zagospodarowała się w pawilonie zamku w Montmorency. Ponieważ zaś w tem wszystkiem widziała niezaprzeczone oznaki mogącej wykonać się zemsty, radość jej zdwoiła się.
Paweł de Nancey, zakochany a raczej upojony szałem, zatopiony bez pamięci w czarnych oczach i blond włosach swojej nowej towarzyszki, zapomniał o wszystkiem, utracił nawet świadomość swej niegodziwości.
Oddany rozkoszy używał i był szczęśliwy.
Małgorzata pozostając bez najmniejszego podejrzenia pośród dwojga tych osób, mężem i uroczą istotą nazywającą się jej przyjaciółką, porównywała swoją egzystencję dzisiejszą do prawdziwie szczęśliwych chwil. Paweł bowiem i Blanka nieustannie nią zajęci, pozwolili jej po części zapomnieć o zbyt smutnym losie, dla tego czuła się zupełnie spokojną.
Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/167
Ta strona została przepisana.
XXI.
Małgorzata i Blanka.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/e/e3/PL_De_Montepin_-_Wierzyciele_swatami.djvu/page167-1024px-PL_De_Montepin_-_Wierzyciele_swatami.djvu.jpg)