Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/663

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Nie kładę mego podpisu, chodzi mi bowiem, by nie zyskać sobie nieprzyjaciół w dzielnicy”.
Adres położyła:
„Do pana prokuratora Rzeczypospolitej w Pałacu Sprawiedliwości.“
— Zobaczymy, czy nie pomszczę ciebie — mruknęła i wybiegła, aby wrzucić list do najbliższej skrzynki pocztowej.
Dnia następnego o godzinie trzeciej w południe, paradny karawan zabrał zwłoki Riveta. Garbuska poszła za nim piechotą, zakrywając twarz chustką i szlochając gwałtownie. Liczny orszak złożony z ciekawych mieszkańców dzielnicy, ciągnął za konduktem, podziwiając wspaniałość pogrzebu, a kumoszki bez żadnego skrupułu gwarzyły głośno o ostatnim wypadku nagłej śmierci, utwierdzając się coraz silniej w przekonaniu, że tylko trucizna była jej przyczyną.
Włosko, przyłączywszy się do orszaku, szedł aż do miejsca, a pomieszanie jego wzrastało z każdą chwilą, ze wszystkich bowiem stron słowo trucicielka! wpadało mu do uszu.
Prokurator Rzeczypospolitej, zasiadłszy w swoim gabinecie, przeglądał stosy korespondencji.
Poklasyfikowane poprzednio przez sekretarza, listy bezimienne leżały osobno; miały one wartość względną, jako wykrywające niekiedy zbrodnie nieznane, lub dające wskazówki pożyteczne.
Prokurator wziął je do ręki na samym ostatku.
— Denuncjacja, pismem zmienionym — rzekł do sekretarza. — Zobaczymy, co to takiego.
W czytaniu, zwróciło uwagi prokuratora nazwisko wdowy Tordier.
— Przypominam sobie — rzekł po namyśle do swego sekretarza. — To ona podała zażalenie przeciwko swemu