Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/653

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wiadomo czytelnikom naszym o rozczarowaniu, jakie ją znowu czekało.
Wściekła, dotknięta do żywego tym lekceważeniem Prospera, złorzecząc mu w duszy, powróciła na ulicę Anbry.
Wstępując na schody swego mieszkania, doznała strasznego dreszczu, na myśl o konającej na górze w mieszkaniu Helenie.
Szła wolno, potykając się na każdym stopniu.
Rozwartymi szeroko oczyma widziała w ciemnościach straszne oblicza i potwory z twarzami, dziwnie powykrzywianymi.
Na ostatniej kondygnacji stanęła zdyszana, nie czując się na siłach, czy będzie miała dość odwagi wejść do mieszkania; wtem jedno spojrzenie na drzwi gwałtownie zmieniło jej myśli.
Drzwi te, które odchodząc, starannie zamknęła na klucz, były uchylone, a z poza nich wydobywała się cieniutka smuga światła.
Pchnęła je raptownie.
Na stole w przedpokoju stała świeca zapalona przecz Prospera.
— Kto tam być może?... — pytała siebie samej.
Nagle wpadła jej w oczy waliza podróżna Prospera; był to cios dla niej w samo serce wymierzony.
— Powrócił! Czemuż się więc ukrywał przede mną?
I pędem puściła się do pokoju Heleny. Znalazłszy się tam, nie mogła powstrzymać okrzyku najwyższej zgrozy.
W pokoju tym stał mężczyzna trupio-blady, z rysami konwulsyjnie wykrzywionymi, z oczyma wysadzonymi na wierzch, z porozrywaną na piersiach koszulą, wsparty o poręcz łóżka.
Spojrzała na łóżko, puste! Przypadła do Prospera i głosem zdławionym zapytała: