Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/641

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Drżącą ręką ujął imbryk. nalał zatrutego napoju, przeznaczonego dla Heleny, pełną filiżankę i wychylił jednym tchem, Jakby to był zrobił z szampanem.
— Brr... — otrząsnął się. — Szkaradny napój.
Nalał drugą filiżankę i wypił znowu.
Oparł po tym głowę na ręku i zaczął rozmawiać z sobą, bez związku, jak zwykle pijany.
Naraz zerwał się i złapał za piersi rękoma.
— Piekło! Toż ja mam ogień wewnątrz! — rzekł głosem dzikim — ogień mnie pożera.
I żeby ogień ten ugasić, wypił resztę zawartości imbryka.
Następnie rozciągnął się na łóżku, a straszne dreszcze wstrząsały całym jego ciałem.

Cofnijmy się trochę:
Dziesięć minut przed piątą sędzia śledczy był już na stacji kolejowej.
Hrabia de Roncerny i Gaston czekali także.
O wpół do siódmej wchodzili do willi Petit-Bry.
Hrabia zaprezentował doktora sędziemu śledczemu.
Czterej panowie udali się do pokoju Lucjana, który od rana spał bez najmniejszego poruszenia. Gdyby nie słaby oddech, można było myśleć, że nie żyje.
Widząc, zmiany zaszłe na twarzy ofiary zawziętości Julii Tordier, sędzia rzekł z politowaniem.
— Okropność! O, żebym mógł dosięgnąć sprawców cierpień tego biedaka.
— Cierpiał więcej, niż człowiek znieść jest w stanie — rzekł doktór.
— Do której godziny trwać będzie taki stan? — zapytał sędzia.
— Lucjan obudzi się około północy.
— A obudziwszy się?