Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/638

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie trzeba myśleć o śmierci, bo ty jedna, panno Heleno, możesz go uratować!
— Uratować?... — powtórzyła Helena — więc grozi mu coś strasznego?
— Posłuchaj mnie, droga panno Heleno... pan de Roncerny i pan de Bueil zajmują się twoim losem. Niedługo, bardzo niedługo, spodziewają się oswobodzenia.
— Joasiu, czy ty nic nie wiesz?
— Przeciwnie, wiem wszystko.
— O! co za wstyd, hańba! i to moja matka!
— Z tej hańby powstanie wolność twoja, wystarczy tylko zeznanie tego, co się tu dzieje, i żądanie śledztwa.
— Nigdy! nigdy tego nie zrobię! Wolę umrzeć, niż poruszać te brudy. Oboje z Lucjanem jesteśmy już skazani.
— Jeżeli będziesz chciała, pan Lucjan może być uleczony.
— O, tak! chciałabym. Lecz ja w nic już nie wierzę.
— A jednak przysięgam, że to jest prawdą!
— Jakim sposobem ocalić go mogę?
— Pan Lucjan, wskutek cierpień przebytych, rozum postradał.
— Zwariował! — zawołała Helena. — O nieszczęśliwy! Za cóż Bóg nas tak karze!
— Pan Lucjan, w przystępie wariacji, przywołuje pani ciągle.. Doktór utrzymuje, że gdyby pokazać mu panią w takiej chwili niespodzianie, wrażenie gwałtowne przywróciłoby mu zdrowie i rozum. Czy kochasz o tyle Lucjana, ażeby pójść ze mną? Czekają na ciebie w Petit-Bry, i ja obiecałam przywieźć cię, abyś pomogła nauce cudu dopełnić! Przybyłam pełna ufności, a teraz czekam na ciebie!
— Masz rację! — zawołała Helena. — Cokolwiekby z tego wyniknąć mogło, jadę z tobą!