Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A skąd to przypuszczasz? — zapytał rysownik, zdumiony tym pytaniem.
— No... przy takim stanie pana Tordier...
Młodzieniec zbladł i zawołał:
— Czy wuj chory?
— Czy chory?... O, myślę!
— Poważnie?...
— Tak chyba... Doktór był...
— Kiedy?
— Dziś zrana, panie Lucjanie, a Garbuska z pewnością nie wzywałaby na darmo doktora Reyniera, ażeby mu płacić za wizytę!
— To może ona jest chora?...
— Zapewne, że byłoby lepiej... Ale kiedy doktór odszedł, Garbuska przyszła do magazynu po makaron i pryncypałowi mówiła, że mąż ma się znacznie gorzej.
— Co mówisz? — wyjąkał rysownik, a wargi mu drżały.
— Prawdę najzupełniejszą, panie Lucjanie. Wiem, że to panu jest przykro, ale kiedy to prawda.
— Bóg nie pozwoli wujowi umrzeć! — zawołał młodzieniec.
— Wyszedłszy od nas ze sklepu, ciotka pańska poszła do aptekarza i jeszcze tam raz zachodziła w ciągu dnia... Widziałem, jak stamtąd wracała przed pół godziną i niosła w ręku jakąś butelkę.
Lucjan, dłużej już nie wypytując, skierował się ku sieni, otworzył drzwi i przebiegł szybko schody.

Po scenie, jaka nastąpiła już po odejściu doktora Reynier wywiązał się gwałtowny atak; dzięki brutalnemu postępowaniu Garbuski, Jakubowi Tordier zrobiło się znacznie gorzej, kaszel go opanował suchy, złowrogie gwizdanie wydobywało się z zaciśniętego gardła.
Doktór, nie wiedząc, co może zajść między jędzą