Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/618

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Bez głupstw, moja pani; zrobię, jak mi się podoba... jestem przecież panem swej woli, prawda?
— Jednak.
— Do wszystkich diabłów! — przerwał młody człowiek, tupiąc nogą — dosyć tego! Daj mi pokój, jadę i basta!
— Wypij choć kawę, Prosperku.
— Nie głodny jestem.
— Przyrzeknij, że napiszesz do mnie.
— Jeżeli będę miał czas.
— Donieś mi przynajmniej, którego dnia powrócisz, ażebym mogła czekać na stacji i smaczny obiadek przygotować... A! Prosperku mój, jakaż ja będę nieszczęśliwa w twojej nieobecności!
I zaczęła płakać.
— Masz tobie, puściła fontannę... Uprzedzam, miła świekro, że do reszty cię znienawidzę.
— Prosperku, pocałuj mnie.
— Spóźniłbym się na pociąg... i Prosper, wyrywając się z objęć Garbuski, która chciała go zatrzymać, wybiegł z mieszkania.
— Nie kocha mnie już... — jęczała Julia, wyglądając oknem za nim... Czy kochał mnie aby kiedykolwiek?... A! jeżeli by JĄ kochał... biada jej!
Potworna matka zamknęła się w swoim pokoju i rozwodziła żale i pogróżki.
Prosper pojechał na stację Saint-Lazare, a ponieważ pociąg do Rouen odchodził aż za trzy godziny, miał za tym czas zatelegrafować do przyjaciela, Aristida Bernier, w Rouen, i pójść na śniadanie.
W restauracji i spotkał się z Józefem Włosko.
— A to spotkanie!
— Nie spodziewałem się ujrzeć ciebie w tym miejscu — odparł Prosper zmieszany.
— Z walizką w ręku, dokąd jedziesz?