Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/573

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w którym tyle przecierpiałam... Lecz bywają okoliczności silniejsze niż wola... Pielęgnuję tam chorego młodzieńca, którego matka przed niewielu dniami zmarła w moich objęciach...
Z tych słów Joanny, Włosko zrozumiał, iż będzie mógł zasięgnąć od niej wiadomości, po które wybierał się nazajutrz do Petitt-Bry. Słówko po słówku, młode dziewczę opowiadało mu wszystko o Lucjanie, jego nieszczęśliwej miłości, cierpieniach Heleny i całym bezecnym postępowaniu Julii Tordier względem córki.
Włosko, słuchając jej, uczuł dreszcz, przebiegający mu po ciele.
— Sądzi pani, że mogłaby ją zabić?... — wyszeptał.
— Wierzę w to najusilniej, że, doprowadziwszy do rozpaczy, zmusi ją do samobójstwa. Pan, który tyle dobrego zrobił dla mnie, czy nie mógłby pan wyratować nieszczęśliwej Heleny, wtedy już nie miłość, lecz uwielbienie czułabym dla niego!
— Ja sam nic nie mogę, droga moja Joanno. Lecz jeżeli ty znalazłaś jaki sposób, wskaż mi go, a przysięgam że nie cofnę się nawet przed niepodobieństwem.
— Nieszczęściem, że nie mam żadnego, i pytam samej siebie, czy istnieje jaki?
— Czekajmy więc. Może jakie światło nieprzewidziane wskaże nam drogę.
— Tak, czekajmy — powtórzyła Joanna, powstając z krzesła, — a teraz, dziękuję panu i do widzenia.
— Pani już odchodzi!... — żywo wymówił młodzieniec.
— Muszę powracać do Petit-Bry. Obiecałam pozostać tam, dopóki pan Lucjan Gobert będzie potrzebował mojego pielęgnowania.
— Czy mogę pisać do pani?
— Pod adresem pani hrabiny de Roncerny.
Były dependent wyciągnął do niej rękę.