Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/566

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A! — odezwał się, witając ją skwapliwie, — pani nazywa się Joanna Bertinot, wszak się nie mylę?
Joanna wpatrywała się w Włoska niedowierzająco, jak gdyby mu z twarzy chciała wyczytać, czy w duszy jego złe, czy dobre przeważa.
Badanie to nie wypadło na jego niekorzyść.
Włosko, jak nam wiadomo, miał zaledwie lat dwadzieścia osiem i mógł uchodzić za przystojnego chłopca.
Odkąd, dzięki niespodziewanemu szczęściu i nieprzebierającej w środkach zręczności, porzucił na zawsze życie nędzne i awanturnicze, wyprzystojniał, ubierając się starannie, a wiadomo, ile na tym zyskuje powierzchowność człowieka.
Spojrzenie i cała fizjonomia nabrały wyrazu szczerości. Rysy miał regularne, zgrabny wąsik nad ustami, z poza których ukazywały się prześliczne zęby.
Joanna, z góry nieufnie usposobiona, spodziewała się ujrzeć zupełnie inną osobę od tej, którą miała przed oczami...
— W istocie, panie, jestem Joanna Bertinot — odparła zdziwiona. — Lecz byłam przekonana, że pan mnie nie zna.
— Widzę panią po raz pierwszy, co nie przeszkadza domyśleć się od razu — odparł z pośpiechem i, podając jej krzesło, dodał — prawie pewny byłem, że pani przyjdzie i jestem niewymownie szczęśliwy, że ją widzę... mam bowiem dla pani dobre nowiny...
— O moim ojcu, wszak prawda?...
— Tak, pani... Nie wątpiłem, że doniesie pani o mojej u niego bytności, z jego to porady przychodzisz do mnie.
— Rzeczywiście, odebrałam od ojca list... Mówi mi w nim, iż robisz mu pan nadzieję, na której ziszczeniu wiele mu zależy...