Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/513

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dnemu dla drugiego, stąd więc powinieneś czuć się szczęśliwym i... chyba się nie mylę?
Były komisant mruknął z brwiami ściągniętymi i głęboką bruzdą na czole:
— Nawet i z tym rozkosznym zajściem w kościele po mszy!... To był skandal obrzydliwy!... niebywały!... Gotowi w dziennikach go otrąbić...
— Cóż ci to może szkodzić.
— Może mnie — ośmieszyć, a mnie się to nie podoba, i koniec.
— Ciebie ośmieszyć! Nigdy! — zawołał potwór. — Obelgi i groźby mnie jednej się tyczyły... Co za wartość one mieć mogą, gdy pochodzą od takiego kajdaniarza? — Uspokój się, potrafię pomścić nas!— Zobaczysz!...
— Nie mówmy o zemście, — przerwał jej Prosper.
— Masz słuszność... — figlarnie odparła szkaradna kobieta. — Mówmy o nas... o naszym kochaniu... przyszłości... o wszelkim szczęściu, jakim pragnę cię obdarzyć...
Na te tkliwe wyrazy Prosper wykrzywił się, co bynajmniej nie przeszkodziło teściowej uwiesić się u jego ramienia i przewracać do niego oczy.
Koledzy nowożeńca puścili się na poszukiwanie młodej pary, a znalazłszy go z teściową, mizdrzącą się do niego i szepczącą mu do ucha, podeszli ku nim:
— Ehe! — zawołał jeden z nich z nieprzystojną wesołością — Prosper jest zuch nielada, który rad twoich nie potrzebuje, by pokazać się małżonkiem wzorowym!... Ręczę za niego!...
Piękny Prosper wybuchnął śmiechem.
Julia zbladła straszliwie, w oczach jej zamigotały dzikie płomienie.