Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pan Roncerny i przyszły zięć jego udali się do apartamentów hrabiny.
Zastali panie, zajęte robotą, przeznaczoną dla biednych.
— Zwycięstwo! droga Marto — wołał hrabia, pokazując list.
— Czy chodzi o pana Lucjana — rzekła panienka — czy uznali jego niewinność? Czy przystali na uwolnienie?
— Tak, — rzekł pan de Beuil — sędzia wezwał mnie i ojca do złożenia kaucji.
— O, dziękuję ci, mój drogi, dziękuję z głębi serca za dobroć twoją — mówiła panna Roncerny. — Biedny pan Lucjan... matki nie zastanie przy życiu, Helena z pewnością stracona dla niego... To za dużo dla serca, tak pełnego miłości... Trzeba mu dodać odwagi, nadziei...
— Nie wątpisz, droga Marto, że zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy, lecz musimy czekać wyniku procesu, to jest uniewinnienia, lub skazania...
— Czyż jego sprawa koniecznie musi przejść przez sądy?...
— Niewątpliwie, kochane dziecko... chyba gdyby pani Tordier cofnęła oskarżenie — rzekł hrabia Roncerny.
— Kiedy jedziecie do Paryża?
— Zaraz po śniadaniu.
— Czy przywieziecie z sobą pana Lucjana?
— Wątpię. Potrzebne będą jeszcze różne formalności.. Ale zobaczysz go, moje dziecię, i, w jego własnym interesie, będziesz mu radziła spokój i rezygnację.
— Lecz, wychodząc z więzienia, może nie będzie miał pieniędzy? — rzekła Marta.
— Zajmiemy się wszystkim, najdroższa — odpowiedział Gaston.
W dwie godziny potem hrabia Roncerny i Gaston jechali do Paryża.