Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kim lesie, który tak lubisz, kiedy będziemy mogły się nabiegać i ubawić swobodnie pod drzewami... Cały program dnia dzisiejszego oddycha wesołością, a ty jesteś smutna jednak, więc tobie coś jest... Co takiego?
— A, — wyszeptała Helena jakby mimowolnie — miałam tej nocy bardzo przykre sny...
— O, jeżeli to tylko, nie masz się czego niepokoić. Znasz przysłowie: sen mara...
— Nie — odparło dziewczę, wstrząsając główką. — Sny moje tej nocy nie są kłamliwe... mam bardzo złe przeczucie... grozi mi nieszczęście... wielkie nieszczęście...
— Jakież nieszczęście może cię tu dosięgnąć?
— Nie wiem, ale przekonasz się...
Rozmowa przyjaciółek przerwaną została przez wejście nauczycielki, która zawołała:
— Cicho, moje panny, bierzcie bukiety... Pani nadchodzi... Helenko, to twój bukiet i podarunek dla pani od pensji.
Córka Jakóba Tordier wzięła podane jej przedmioty.
Na progu w ubraniu świątecznym ukazała się pani Gévignot.
Zacna kobieta jak zwykle okazała widoczne zdziwienie, wobec oczekującej ją „niespodzianki“.
— Drogie moje dzieci? — zapytała — co się tu dzieje? Co znaczą te miny tajemnicze?
— Pani — odezwała się Helena — dziś mamy dwudziesty czwarty maja.
— Dwudziesty czwarty maja, a, prawda! — podchwyciła przełożona — a ja o tym nie pomyślałam!... Więc to dziś dwudziesty czwarty maja, a jutro moje imieniny!...
— Tak, pani — rzekła Helena, podchodząc — i to mnie przypadł zaszczyt i szczęście złożenia pani życzeń w imieniu moich koleżanek i ofiarowania ci tego skromnego dowodu naszego głębokiego szacunku.
Pani! kochamy cię wszystkie, jak gdybyśmy były cór-