Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przez chłopca, Jerzy Troublet i Prosper żywo podnieśli głowy.
We drzwiach sklepu stała była jego właścicielka.
Prosper nie ruszył się z miejsca, ale Troublet przerwał swą pracę i wyszedł do garbuski z powitaniem.
— Dzień dobry, pani Tordier — odezwał się do niej tonem jak najbardziej uprzejmym. — Jakże się miewa szanowny pan Tordier? Spodziewam się, że mu lepiej.
Julia odgrywając z prawdziwym talentem aktorskim wzruszenie i boleść, nawet otarła końcem palca niby łzę, z oczu zupełnie suchych.
Po czym odpowiedziała głosem płaczliwym:
— Niestety, mężowi nic nie lepiej. Przeciwnie, coraz z nim gorzej. Biedny człowiek, bardzo się o niego boję.
I znów udała, że ociera drugą łzę.
— Stary krokodyl! — mruknął Julek. — Tyle dba o męża co pies o piątą nogę.
Troublet zaś odpowiedział na ostatnie słowa Julii:
— Może pani tylko przesadza niebezpieczeństwo?
— Chciałabym, ażeby moje obawy były płonne! — odparła gorbuska. — Ale powtarzam tylko słowa doktora.
— Kiedyż był doktór?
— Dziś zrana.
— Doktór Reynier, nieprawdaż?
— Tak.
— Poczciwy lekarz, ale zwykle zanadto alarmuje tak, jak i jego koledzy. Pan Tordier jest jeszcze młody.
— Ha, co robić! Jeżeli lekarstwo zapisane dziś przez lekarza, które obstalowałem w aptece, nic nie pomoże, bieda będzie z mym mężem.