Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Gdyby mnie spotkało największe ze wszystkich nieszczęść — odezwała się Julia Tordier głosem, przerywanym westchnieniami — gdybyś ty umarł przede mną...
— A!
— Ja prędko bym podążyła za tobą do grobu, to pewno, mój drogi Prosperze... Ale gdyby mi gorzki los kazał żyć jeszcze czas pewien, znalazłabym się w nędzy najwyższej, cały bowiem twój majątek przeszedłby na twoich spadkobierców.
Prosper Rivet pomyślał natychmiast o swym przyjacielu Józefie Włoski, i o układzie, jaki nastąpił między nimi tegoż dnia z rana, co nie przeszkodziło mu odpowiedzieć:
— Ależ ja nie mam spadkobierców!... Nie mam wcale familii, ani bliskiej, ani dalszej.
— W takim razie rząd wziąłby na siebie spadek, a ja byłabym zupełnie ogołoconą...
— Tak, to prawda — wyrzekł Prosper — ale musi być jakiś na to sposób?
— Bardzo prosty!
— Mianowicie?
— Napiszesz testament na moją korzyść.
Prosper znowu pomyślał o Józefie Włoski.
— On wszystko przewidział — rzekł do siebie — zgadł, że zrobię testament!... O! to dopiero spryt! Po czym dodał głośno:
— Tak, to zupełnie słuszne.
— Nieprawdaż? — zawołała Julia.
— Oczywiście, majątek, pochodzący od ciebie, powinien przejść tylko na ciebie, gdybym wziął paszport na tamten świat... do czego jednak wcale nie mam ochoty...
— I co z pewnością nie nastąpi!... Ale trzeba nam wszystko przewidzieć... Więc zgadzasz się na napisanie testamentu?...
— I owszem, choćby natychmiast.