Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pan Lucjan myśli tylko o panience... Żyje dla panienki tylko... Powiedziałam pannie Marcie i jemu o małżeństwie, i człowieku, któremu chcą poświęcić twoją miłość i twoje życie... Nic go nie zadziwiło... pewne przeczucia ostrzegały, że niezmierne nieszczęście zagraża wam obojgu.
— I — zapytała żywo Helena — czy szukał jakiego sposobu, ażeby nas od tego nieszczęścia ustrzec?
— Lepiej niż szukał...
— Znalazł?
— Tak.
— I jaki to sposób?
— A! nie wiem... wczoraj miał przedsięwziąć coś ryzykownego... strasznego... Wyczytałam to w jego spojrzeniu...
— Mój Boże! — wyjąkała Helena, oświecona tym szczególnym natchnieniem, jakie daje miłość — może wyzwał nędznika...
— Bardzo być może...
— Prosper Rivet go zabije!...
— Cóż znowu! Bóg, który jest sprawiedliwy, nie dopuściłby takiej niesprawiedliwości...
— Boję się!...
— Nie trzeba się bać, ale przeciwnie trzeba być spokojną i czekać.
— Czekać, na co?
— Dziś, wieczorem o godzinie ósmej, mam się spotkać z panem Lucjanem.
— Gdzie?
— Tutaj... na tym skwerze...
— O gdybym i ja mogła przyjść...
— A czy panienka będzie mogła?
— Nie... Nie ma nawet co o tym myśleć. Matka zawsze jest w domu wieczorem. Niepodobna więc byłoby mi wyjść bez zwrócenia jej uwagi, co byłoby niebezpiecznym.