Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nam nic do tego... Obstalowano... Trzeba było odnieść i to już dawno — odparł Trouble! bardzo oschle.
— No to zaraz, proszę pana, zważę i zaniosę...
Do sklepu wszedł Prosper z miną triumfującą, w kapeluszu na bakier i, kiwnąwszy chłopcom ręką, udał się wprost do kantoru Jerzego Troubleta.
— Dzień dobry, kochany pryncypale — odezwał się wesoło, zdejmując kapelusz.
— Cieszę się, że pana zastaję przy dobrym zdrowiu.
— Panie Rivet — odparł przemysłowiec tonem jak najżyczliwszym — pisałeś pan do mnie, że będziesz o godzinie dziesiątej tutaj, a teraz już mamy trzy kwadranse na jedenastą.
— Spotkałem się z przyjacielem.
— Przyjaźń zawsze iść winna po interesach... Trzeba panu było odłożyć przyjaciela na później, a mnie nie dać czekać. Ja lubię we wszystkim punktualność, pan to wiesz. Miałem się z kimś spotkać dziś zrana, a teraz to się spóźnię.
— E, odparł Prosper gwałtownie — gdybym wiedział, że pan mnie tak przywita, to bym się jeszcze mniej spieszył z przyjściem.
— O, panu nie spieszyło się wcale — podchwycił pryncypał. — Do Paryża przyjechałeś pan wczoraj wieczorem, to pierwszym obowiązkiem pańskim było przyjść do mnie ze zdaniem rachunków.
— Przysłałem je panu, donosząc zarazem o powrocie.
— A czy są dokładne?
— Czy kiedy dokładnymi nie były?...
— Czy po drodze z Gray, byłeś pan w domu Huberta?
Prosper zaczerwienił się na to pytanie. Jednakowoż odpowiedział nie bez pewnego drżenia w głosie:
— Tak, panie.
— A w Versal dom handlowy Dere nie dał panu żadnego obstalunku?
— Żadnego.