Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

możliwe ulgi, jako więźniowi... Kto wie nawet, czy nie będzie wkrótce ułaskawiony... bo go już przedstawiłem do łaski.
Dyrektor zadzwonił.
Ukazał się woźny.
— Zaprowadź pana do posłuchalni — rzekł — i przyprowadź tam więźnia Piotra Bertinot... Pozwolisz mu pomówić z panem.
Były dependent podziękował dyrektorowi i wyszedł.
Włosko, zostawszy sam w poczekalni, bo woźny poszedł po więźnia, namyślał się, jak ma się zabrać, ażeby usłyszeć tę historię dramatyczną, o której wspomniał dyrektor.
To nie było tak łatwym, ale wierzył w swą zręczność.
Czekał niedługo.
Po upływie niespełna pięciu minut drzwi od poczekalni otworzyły się i więzień wszedł w towarzystwie woźnego, który rzekł:
— Oto osoba, która otrzymała od pana dyrektora pozwolenie na widzenie się z panem i rozmowę.
I oddalił się, pozostawiając Bertinota wobec byłego dependenta.
Bertinot wyglądał na lat około czterdziestu pięciu.
Twarz bez brody była niezmiernie bladą, ale nie przedstawiała ani jednego z tych znaków charakterystycznych, które znamionują złe instynkty, co prędzej czy później prowadzą człowieka na galery.
Gdy się na niego patrzyło można było sądzić, że do zbrodni popchnęła go raczej chwila szału.
Takie wrażenie też na pierwszy rzut oka sprawił na Józefie Włosko.
Nosił odzież więzienną.
Na rękawie bluzy widniał wyszyty numer 543.
Piotr Bertinot stanął nieruchomy w drzwiach poczekalni i wlepił w gościa wzrok, pełen niepokoju.
Były dependent zrozumiał to, ukłonił się więc więź-