Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XXV.

Józef Włosko nie dał jednak poznać po siebie zdziwienia.
Wstał z uśmiechniętą twarzą na spotkanie Julii Tordier, skłonił się jej, podał rękę i rzekł:
— Witam panią, czy byłbym tyle szczęśliwy, że pani potrzebowałaby mnie w czymkolwiek?
— Tak — odparła Garbuska. — Potrzebuję pana.
— Rad moich?
— Rad pańskich, jak i pańskiego udziału.
— Wie pani, że jestem cały na pani usługi.
— Wiem, i dlatego tu przyszłam.
— Niech pani przede wszystkim siada; następnie powiedz mi pani, o co idzie, a jeżeli się nie mylę, zapewne mówić będziemy o panu Prosperze Rivet.
— Myli się pan.
— O! czyżby pani znalazła jaki inny praktyczniejszy sposób, od podanego przeze mnie?...
— Nawet nie szukałam... Przekonał mnie pan.
— O! tak być musiało... Pani jest zbyt rozsądna, ażeby pojąć, iż mam słuszność... Więc wzięła pani do siebie córkę?
— Jeździłam dziś po nią na pensję...
— Czy została uprzedzona o małżeństwie, jakie pani dla niej zamierza?
— Dowie się po moim powrocie do domu.
— Wybornie! Nigdy nie trzeba do jutra odkładać, co można zrobić dziś. Czy spodziewa się pani ze strony panny Heleny jakiego oporu?
— Oto mniejsza. Musi być posłuszną.
— Tym lepiej! Więc o cóż pani chodzi teraz?
— Jaki jest sposób otrzymania metryki osoby, której chciałoby się stwierdzić tożsamość?
— Najprostszy w świecie — odpowiedział Włosko. — Czy ta osoba pochodzi z Paryża?