Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dam kawał byle czego na prędce, o godzinie dziesiątej jestem przy nowym zajęciu moim i pracuję do godziny szóstej wieczorem.
— Cóż to za miejsce?
— A, posada u pokątnego doradcy na ulicy Montorgueil... Znam kodeks, umiem pisać akty, upraszczać lub gmatwać interesa. Jestem dla niego bardzo użytecznym...
— I cóż to wszystko ci daje zarobku?
— Na targu dostaję sześćdziesiąt dwa su, a pokątny doradca płaci mi dziewięćdziesiąt franków miesięcznie.
— Razem: pięć franków dwadzieścia pięć centymów dziennie. O, to chudo!
— Pokój w hotelu kosztuje mnie trzydzieści franków miesięcznie... Otóż wiesz teraz, ile mi zostaje, ażeby jeść, ubrać się, obuć, wyprać bieliznę i od czasu do czasu jeszcze trochę zagrać w karty.
— Czy przynajmniej obdarzają cię one kiedy swymi względami?
— Gdzie tam!... Pech ciągły, nieustający!... Przegrywam, ile tylko chcę...
— O, to się nie dziwię, że robisz oszczędności na żołądku... Ale twój pryncypał powinienby ci dać lepsze warunki, skoro mu jesteś tak użytecznym...
— To skąpiec, jakich mało...
— Ha, to go rzuć.
— Trzeba byłoby coś innego mieć na widoku... Ale nie rozpaczam wcale... Liczę na zarobek porządny...
— Jaki?
— E, mniejsza jaki... Taki, jaki się zdarzy... Ja, widzisz, jestem trochę fatalistą... Ja wierzę w to niezachwianie, iż w życiu każdego człowieka zdarza się taka chwila, kiedy można pochwycić szczęście... Wszystko zależy od tego, ażeby potrafić je złapać, bo, jeżeli człowiek jest o tyle głupi iż okazję przepuści, to już może nigdy ona mu się nie trafić!...