Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XXII.

Przełożona pensji zdziwiona była tą niespodziewaną wizytą.
— Proszę pani — odezwała się Julia Tordier, po przywitaniu — tyle rzeczy zaszło od śmierci mego męża, iż potrzebuję mieć Helenę przy sobie w Paryżu.
— Więc pani po nią przyjechała?
— Tak, pani.
— Czy to ma być chwilowa nieobecność Helenki, czy też odjazd bez nadziei powrotu?
— Zapewne już nie wróci. Wykształcenie, jakie Helena otrzymała, jest moim zdaniem, więcej niż wystarczające...
Odbieram córkę na zawsze.
Pani Gevignot milczała przez chwilę.
Była to przezacna kobieta, jakeśmy powiedzieli, i wiemy, że kochała Helenę.
Myślała z trwogą, ile biedne dziecko wycierpi przy swej matce.
Myślała również o staraniach, jakie hrabina de Roncerny i Marta poczyniły u Julii Tordier, i pytała sama siebie, czy właściwie te starania nie wpłynęły na to tak raptowne postanowienie.
— Zapewne, Helena otrzymała wykształcenie — odparła wreszcie — ale nie spodziewałam się, ażebym z nią tak prędko się rozłączyła... Pozwoli pani, że zauważę, iż chwila obecna nie dość stosowną jest dla zabrania jej z pensji.
— Doprawdy! — przerwała Garbuska tonem ironicznym. — A to dlaczego?
— Ona bardzo jest smutna... trochę cierpiąca... a świeże powietrze, jakiego tu mamy pod dostatkiem może przyśpieszyć jej zupełne wyzdrowienie.
— O! bądź pani spokojną... W Paryżu nie braknie jej opieki...