Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przed nią o kilka kroków szła także jakaś garbuska.
Była to jednak dziewczyna młoda, a jej bezkształtne ciało nie budziło bynajmniej odrazy.
Twarzyczka była ujmująca, malowała się na niej dobroć, jak i słodycz niezrównana w jej wielkich ciemnych oczach.
Z oczu tych płynęły w tej chwili łzy.
Młoda dziewczyna, ujrzawszy przyglądającą się jej drugą garbuskę, spuściła oczy; badawcze spojrzenie nieznajomej wzięła wprost za oznakę natrętnej ciekawości.
Poszła dalej, mimowoli pobrzękując kajdankami, którymi skute miała ręce.
— Joanna Julia Bertinot! — zawołał w tej chwili woźny sędziego śledczego.
Na to nazwisko, Garbuska wstrząsnęła się cała, jak gdyby przebiegł po niej prąd elektryczny.
— Bertinot... Czy być może!... — Bertinot — powtarzała ledwie przytomna.
Ale zaraz się pokrzepiła tą myślą, że przecież Bertinotów może być bardzo wiele na świecie.
Tymczasem już woźny wprowadził garbatą dziewczynę do gabinetu sędziego.
— Mój panie — odezwała się Garbuska, przystępując do tegoż woźnego — powiedz, proszę, czy ta aresztowana nazywa się, rzeczywiście Bertinot, czym się nie przesłyszała?...
— A tak.
— A czy ona ma jaką rodzinę, nie wie pan?
— Czyżby się pani chciała o nią upomnieć?
— A! — odrzekła zmieszana Garbuska — dlaczego ona tu jest?
— No, przecież sama nie przyszła, jak pani widzi.
— A cóż ona zrobiła?
— Nie wiem.