Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sędzia śledczy nie tracił jednak nadziei? postanowił zbadać wszystkich możliwych świadków.

XXX.

Wkrótce po tym, gdy Garbuska pozostała w mieszkaniu sama, po wyjeździe córki z przełożoną pensji, ktoś zadzwonił.
We drzwiach, które otworzyła, ukazał się woźny, oddał jej jakiś papier i odszedł, nic nie mówiąc.
Julia Tordier, nie zapytawszy nawet woźnego, wzięła papier, przekonana, że to jakaś formalność administracyjna, jakieś zaświadczenie, przysłane z merostwa, dotyczące zgonu jej męża.
Ruchem obojętnym rozwinęła papier i przebiegła go oczyma.
Zaledwie jednak odczytała pierwsze wiersze, a wyraz jej twarzy zmienił się raptownie.
Stała się bladą, a ręce jej drżały.
Papier, na który patrzyła teraz z niewysłowionym przestrachem, był wezwaniem do kancelarii sędziego śledczego.
Jeżeli myśl o stawieniu się przed obliczem urzędnika, piastującego tak straszną moc, nawet u ludzi z najczystszym sumieniem, obudzić może niepokoi, cóż dopiero za wrażenie mogło wywrzeć na Garbusce, która aż dwie zbrodnie popełniła.
— Co to ma znaczyć? — zapytała sama siebie, przerażona, szczękając zębami. — Dlaczego ten sędzia wzywa mnie do swojej kancelarii? Czego może ode mnie chcieć? Czyż podobna, ażeby mnie podejrzewał? Czyżby ten człowiek, co mnie gonił, znał mnie i poznał?
Drżenie, jakie ją ogarnęło, przechodziło w konwulsyjne drganie.
Pot zimny zraszał jej ciało.