Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/506

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Teresa skłopotana i zaniepokojona wielce, znajdowała się sama w pokoju, pani Daumont żegnała ją właśnie słowami:
— Miejmy się na ostrożności. Być może, iż zajdzie jakaś nieprzewidziana komplikacja... Wszystkiego jeszcze obawiać się należy...
Zawikłanie nadeszło wraz z listem hrabiny. Eugenja czytała coś, lub też raczej udawała, że czyta w chwili gdy jej panna służąca oznajmiła, iż ktoś przyniósł list dla wręczenia jej osobiście...
— Niech wejdzie — rzekła, starając się ukryć pomieszanie.
— Poznaję cię — powiedziała po chwili do wprowadzonego służącego — jesteś zaufanym hrabiny Kouravieff. Czegóż ona żąda odemnie?
Zamiast odpowiedzi, lokaj podał list Róży. Eugenja wzięła go, rozdarła kopertę ręką drżącą i przeczytała te wyrazy:

„Pani!
„Jestem przy moim ojcu, który dzięki niebu odzyskał rozum i odnalazł wszystkie swoje wspomnienia. Zapewniłam ocalenie mojej matki, i twoje, pani... Ojciec mój życzy sobie widzieć was obie, ażeby powiedzieć, iż przeszłość już dlań nie istnieje, i że z głębi duszy przebacza wam to, co wycierpiał. Przybywaj więc wraz z moją matką, przybywaj nie tracąc chwili, ponieważ was oczekuje i niecierpliwość jego jest wielką. Przybywaj. Idzie tu