Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zawsze, a którego nic nie mogło pocieszyć po tej stracie.
— A więc — rzekła Róża wzruszona prawdziwie — on nie zapomniał o swojej córce, spodziewał się jej, oczekiwał?
— Od dnia w którym mu zostałaś porwaną.
— Wśród okoliczności, które mi są znane — przerwała Róża, aby uniknąć opowiadania niepotrzebnego, a bolesnego dla niej, którego wspomnienie wstydem rumieniło jej czoło.
Hrabina powtórzyła.
— Od owego dnia panią się zajmował jedynie, troska o panią go dręczyła i oczekuje tylko tej chwili błogosławionej, w której będzie mógł cię przycisnąć do serca i nazwać swoją.
Łkanie wstrząsało Różę.
— O pani! wyszeptała głosem zmieszanym ze łzami — niczego więcej nie pragnę, tylko uściskać mojego ojca, położyć koniec jego cierpieniom i jego męczarniom. Zaprowadź mnie pani do niego!
— Chwilę cierpliwości, moje drogie dziecię! Zanim cię zaprowadzę do Gastona Dauberive, muszę powiedzieć kilka słów, ostrzedz cię...
— Mów pani, błagam cię, mów prędko, — Aczkolwiek pani de Lorbac zakomunikowała ci wiele rzeczy, winnam pani kilka wyjaśnień co do stanu, w jakim się znajduje Gaston Dauberive. Trzeba żebyś wiedziała wszystko, co uczyniłam dla ocalenia tego nieszczęśliwego, który jest ci drogim, a