Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/481

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale obawa śmieszności kazała mu wyrzec się tej myśli.
Zresztą bezwątpienia jest tylko igraszka jakiejś pomyłki.
Wskoczył do powozu, wołając na woźnicę;
— Ulica Linne, pędź co koń wyskoczy.
Koń pobiegł galopem. Renemu jednak zdawało się, iż nigdy nie dojedzie. Nareszcie powozik się zatrzymał, a młody człowiek mógł rzucić odźwiernemu pytanie.
— Czy panna Róża wychodziła teraz?
— Nie sądzę, proszę pana — odpowiedział tenże. — Przynajmniej nie widziałem jej wychodzącej.
— Ostatnich słów nie dosłyszał już młody adwokat, który przeskakując po dwa i trzy schody, biegi ku pokojowi nauczycielki.
Drzwi były otwarte.
Wszedł.
Nie zobaczył nikogo.
Zawołał Róży po imieniu.
Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Zaniepokojony jeszcze bardziej, zszedł do wspólnego salonu, gdzie znalazł siostrę.
— Ach jakiś ty zmieniony? Co ci się stało? — wykrzyknęło dziewczę.
Na to zapytanie Rene odpowiedział innem.
— Gdzie jest Róża?
— Ależ u siebie bezwątpienia. Jeśli nie by-