Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/466

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chwili, gdyś umieściła u siebie warjata, któremu mój zięć napróżno usiłuje powrócić rozum. Gaston Dauberive, ponieważ to o nim mowa, był, jak mu się zdawało, zakochany w mojej córce, nie miał sposobności wszakże jej tego powiedzieć. Biedny artysta miał głowę nadzwyczaj słabą. Prawdopodobnie w rodzinie jego znajdowali się już obłąkani, i choroba była dziedziczną. Ogarnęła go ona nagle, w chwili gdy się dowiedział, że mam zamiar wydać Teresę za mąż. W ataku szaleństwa wtargnął do mego domu, krzycząc, że oddawna już córka moja była jego kochanką i że mu ukradziono dziecię, będące owocem tego związku... To, coś pani opowiadała, jestylko dowodem, że nieszczęśliwy nie jest wyleczonym i nie wyleczy się nigdy. Jest to monoman w najlepszym gatunku... Od dwudziestu lat bredzi wciąż jedno w kółko, dziwię się tedy jedynie temu, iż kobieta podobna pani, mogła wziąć na serjo jego halucynacje.
— Czy pani zupełnie pewna, że on tylko bredzi w tym razie?
— To znowu kwestja, która mnie obchodzi osobiście — rzekła nagle Teresa, stojąc koło matki, iżeby czoło stawić burzy. — Wiem dobrze, co pomyśłałby mój mąż, gdyby się dowiedział, w jaki sposób pani osądziłaś mnie i moją matkę; gdybym więc mogła przewidzieć, jakie podejrzenia wznieciły w pani wyrazy szaleńca, ja pierwsza wywołałabym odpowiedniewyjaśnie nie. Matka moja w kilku wyrazach określiła całą naszą przeszłość i teraz wie