Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O Boże mój, Boże — wołała z rozpaczą — dla czego jestem tak nieszczęśliwa!
— Więc nie możesz zostać moją żoną?
— Nie mogę, i ty wiesz o tem równie dobrze, jak ja sama.
— Nic nie wiem oprócz tego, że cię kocham do szaleństwa na śmierć i życie. Dla czegóż nie miałbym ci dać mojego nazwiska?
— Dla tego, żem ja dziewczyna prosta, bez majątku, nauczycielka twojej siostry, sługa płatna nieledwie, a ty nosisz nazwisko zaszczytne, posiadasz wielki majątek...
— Cóż to przeszkadza?
— Pytasz się? Ach gdybyś był ubogim!...
— Gdybym był ubogim?
— Jakżeż teraz byłabym szczęśliwą!
— Widzisz więc, że kochaś mnie tak samo jak i ja ciebie... Na imię Boga odpowiedz mi, chwila jest zbyt uroczystą... Czyś oddała mi serce twoje?
— Oh tak — odrzekła po kilku chwilach milczenia, zwyciężona wreszcie przez uczucie. Odjadę, nie zobaczę cię więcej, ale nie mam siły unieść z sobą tajemnicy mojej. Myślałam, że będę silniejszą. A więc tak Rene, kocham cię, kocham od pierwszego naszego spotkania, lecz spodziewałam się, że nigdy nie dowiesz się o tem, że będę mogła zwalczyć moje serce, i że nie będziesz mi mówił o swojem uczuciu. Ach czemuż weszłam do domu ojca twojego? Byłam wtedy nikczemną. Mówiłam sobie, on się nie dowie nigdy o tem, że go kocham, będę