Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pani go musisz znać oddawna, nieprawdaż?
— Bezwątpienia.
— A czy historja, którą nam opowiadał, jest prawdziwą?
— Tak i nie. Ogólne jej zarysy zgadzają się z rzeczywistością, lecz szczegóły za to biedny Gaston ubrał fantazją człowieka, mającego niespełna zmysłów.
Pan de Lorbac podniósł głowę.
— Nieszczęśliwy — rzekł — zbyt ciężko został dotkniętym...
— A więc nadzieja wyleczenia?
— Nie mogę jej mieć zupełnie, przypuszczając jednak, że uratowanie Gastona Dauberive jest możliwe, kuracja będzie długą, powolną, trudną...
— W każdym razie pan ją przedsięweźmiesz?
— To mój obowiązek, lecz nie odpowiadam za jej powodzenie.
— Przecież Gaston Dauberive nie jest zupełnym szaleńcem, rozumie co do niego mówią, sam mówi nieraz rozsądnie...
— Wielu obłąkanych zdaje się, że są najprzytomniejszymi, a tymczasem wyleczyć ich nie można...
Pan de Lorbac zastanawia się przez kilka minut, poczem dodał.
— Ten biedny artysta wiele cierpiał, a utrata pamięci jest rezultatem paraliżu mózgu, wywołanego przez silne wstrząśnienie połączone z nadmiarem zgryzoty. Odecnie mogę tylko pani poradzić, żebyś była ostrożną.