Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ksiądz proboszcz ją zna! — zapytała z niepokojem — ale w każdym razie, ona może przyjść i dziecko odebrać.
— Nie obawiaj się, nie uczyni tego. — Lecz czy ksiądz probosz tego pewien?
— Najzupełniej.
— Jak się ta kobieta nazywa?
— Nie mogę ci tego powiedzieć.
— Dla czego?
— Bo przysięgliśmy z ręką na krzyżu, że nigdy jej nazwiska nie wydamy.
— Jeżeli tak, to już się więcej pytać nie będę.
— Mała dziewczynka należy do ciebie w zupełności — ciągnął dalej ksiądz Dubreuil — możesz ją kochać i wychowywać jak swą własną córkę, nie mówiąc jej jednak nigdy, że jest dzieckiem przybranem; dopiero gdy dojdzie pełnoletności, będzie twoim obowiązkiem powiedzieć jej prawdę.
— A jeżeli się zapyta o swoją matkę?
— Odpowiedz, że jej nie znasz. Caron, Weronika i ja dochowamy przysięgi, ale ty powinnaś mi przysiądz, że nic jej nie powiesz, póki nie skończy dwadzieścia i jeden lat.
— Przysięgam, księże proboszczu.
— Dziękuje ci, Joanno — odpowiedział ksiądz — i obracając się do małej dziewczynki, która spokojnie spała na kolanach Weroniki, powiedział: — Błogosławię cię w imię Boga, który ci nie dał zginąć, ale oddał w dobre ręce, gdzie znajdziesz przytułek i mi-