Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/372

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziś wszystko jest obojętne, tak żyć czy inaczej, bylebym piętno wstydu dźwigała tylko sama...
Pani Daumont z kolei opuściła ręce. Jakto, ofiara pana de Lorbac, a razem z nią i majątek dla niej miałyby być odrzucone?... Nie, nigdy!... raczej na wpół żywą zawlec ją do ołtarza... Niech robi potem co chce, byle milczała teraz. Co jednak w tym celu uczynić należy?... Nagle myśl szatańtka zabłysła jej w głowie, uśmiech złośliwy przemknął po zaciśniętych ustach.
— A Paulinka? — rzekła. — A gdybym ci dała możność, jeżeli będziesz mi posłuszną, zobaczenia swojej córki?...
— Mojej... Więc ona żyje... i ja będę mogła ją zobaczyć, uściskać... Oh, Boże! Boże....
Teresa łkając z radości, upadła na kolana...
Twarz macochy zajaśniała blaskiem tryumfu...
— Masz ją w ręku — rzekła — oddalając się od Teresy, pierwszy raz po roku łez i smutku szczęśliwej. — Oh, już teraz nie wątpię, że zostaniesz żoną pana de Lorbac!
W kilka tygodni potem zamiary przewrotnej macochy spełnione zostały rzeczywiście. W ustronnym kościołku wiejskim Teresa, przekonana, iż ukochany jej Gaston nie żyje, a cała pogrążona w oczekiwaniu tej chwili radosnej, w której zdaleka choć będzie mogła zobaczyć Paulinkę swoją, zaprzysięgła wiarę małżeńską profesorowi, który nie wątpił ani na chwilę, że w drugiej jego małżonce René zyska prawdziwą matkę.