Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/345

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Więc mogę już odjechać...
Ajent zwróciwszy się do woźnicy, zawołał:
— Ruszaj, a żwawo!
Powóz potoczył się szybko w kierunku Orry-la-Ville.
Paulinka przestraszona, leżała spokojnie.
Eugenja od czasu do czasu spoglądała na nią wzrokiem pełnym nienawiści.
Gdybym szła tylko za uczuciem, jakie mam dla ciebie, przeklęte dziecko! — mówiła głosem syczącym udusiłabym cię i rzuciła w rów przy drodze; ale jakkolwiek byłby to tylko czyn sprawiedliwości, mogłabym być za to odpowiedzialną. Więc będziesz żyć, ale przysięgam, ze nigdy nie poznasz matki swojej, ani matka nie zobaczy cię nigdy! Co do ojca... och, czekam go, niech się pojawi tylko... Nie ja przed nim, ale on zadrży przedemną!...
Chwilę myślała, lecz znowu pod wpływem przejmujących ją myśli, mówiła prawie głośno:
— Tak!... to, co postanowiłam, jest rzeczą możliwą i łatwą... Ten ksiądz, który znał naszą rodzinę, który widywał mnie młodą i dawał mi ślub z Robertem, jest człowiekiem uczciwym, dobrym i dyskretnym... jest biedny, lecz cóż to szkodzi? Takie serce jak jego, nie liczy... Wychowa to dziecko, nie wiedząc czyje i nie domyślając się jego pochodzenia hańbiącego...
„Ksiądz Dubreuil jest oddawna proboszczem w Sucy-en-Brie, pod samym Paryżem... Przyjadę w nocy i zostawię dziecko u progu... Płacz jego