Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zrozuminła całą tę scenę, i jakby po rozdarciu zasłony, spostrzegła niebezpieczeństwo groźne, nieuniknione...
— Mój Boże... mój Boże... jestem zgubioną!... — zawołała głosem stłumionym, — Gaston... moja córka...
Zabrakło jej tchu, usta poruszały się tylko, nie wydając żadnego dźwięku, a na twarzy wyrył się wyraz przerażenia. Zadrżała jakby w agonii, wzniosła ręce do góry, zachwiała się i gdyby Joachim nie uchwycił w ramiona, byłaby nieprzytomna runęła na ziemię.
— Spodziewałem się tego — rzekł Touret, zachwycony tym obrotem rzeczy. — W podobnych wypadkach trafia się to dziewięć razy na dziesięć. Omdlenie ułatwia mi doskonale robotę.
I wziąwszy ją na ręce, zaniósł do powozu.
Mała Paulinka upojona świeżem powietrzem, senna, spoczywała spokojnie na rękach ajenta.
— Jestem zadowolony z ciebie — rzekł Touret do niego. — Odegrałeś swą rolę bardzo dobrze... postaram się, byś otrzymał gratyfikację. A teraz ruszaj z dzieckiem, bo pani Daumont musi się niecierpliwić.
Ajent oddalił się, Touret zaś posadziwszy Teresę, usiadł obok niej, zamknął drzwiczki i kazał ruszyć w drogę.