Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Młody i przystojny.
— Ach, nikczemni! podli! — wybuchnęła z wściekłością Eugenja. — A więc zahańbiła się na zawsze. Tysiąc razy wolałabym, żebyśmy ją byli odnaleźli nieżywą, aniżeli zahańbioną. Nieprawe dziecko w takiej rodzinie jak nasza! Co za okropność, co za poniżenie! Nie przeżyję tego, ale chcę żyć, żeby ukarać, żeby się zemścić!...
— Uspokój się — rzekł Robert, przestraszony jej namiętnym wybuchem.
— Ja mam się uspokoić!... Alboż to rzecz możliwa? Chcesz, żebym obojętnie słuchała tak strasznej wiadomości? Czyż ty jesteś spokojny? Czy nie czujesz nienawiści dla tych nikczemnych, którzy zatruli całe życie nasze? Więc może jeszcze litujesz się nad nimi i chcesz przebaczyć tej córce wyrodnej i bezwstydnej i temu zbrodniarzowi, który hańbiąc Teresę, zniszczył całą przyszłość świetną jej i naszą?... Więc dobrze! Skoro jesteś takim niedołęgą i nie masz krwi w sobie, przebaczaj!... lecz ja nie przebaczę im nigdy!...
— Bardzo dobrze rozumiem gniew pani — zaważył Touret — jest on słusznym, i pan Daumont podziela zapewne chęć zatarcia wszelkiemi środkami plamy... lecz, aby dojść do tego celu, potrzeba zastanowić się z zimną krwią i rozwagą.
— Wiem o tem równie dobrze — odparła Eugenia — lecz pojmujesz pan, że trudno mi było zapanować nad uczuciem oburzenia, dowiedziawszy się że córka moja, którą uważałem za najlepszą istotę,