Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Owszem, mówmy o tem. Bez twego zegarka, który mi ofiarowałeś tak szlachetnie, a raczej bez pieniędzy, jakie zań dostałem, nie mógłbym pojechać do Joigny, nie widziałbym mojej ciotki, nie pielęgnowałbym jej w chorobie, i nie dostałbym sukcesji. Otóż sukcesja ta, większa niż przypuszczałem, wynosi czterdzieści tysięcy franków. Suma ta pozwoli mi urzeczywistnić powzięte oddawna marzenie. Widzisz więc, że obowiązany ci jestem wiele i nigdy nie przestanę być wdzięcznym...
— Dobrze, dobrze... nie mówmy już o tem, mój drogi, i chodźmy, bo możemy się spóźnić.
Paweł spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— Zapewne że nie, ale czas udać się na pociąg.
Gaussin z niedowierzaniem spojrzał na niego, jakby powątpiewał o zdrowym umyśle swego przyjaciela.
— Na pociąg?
— No, rozumie się...
— Ależ po co?
— Nie ty prosisz mnie na obiad, ale ja cię zapraszam i zawiozę do siebie na wieś.
— Wcale nie osobliwa myśl! — zawołał Paweł — mam już po uszy pobytu na wsi!
— Z tem wszystkiem pojedziesz, by mi zrobić przyjemność.
— Jakąż ty przyjemność w tem widzisz? Nie wiedziałem, że lubisz wieś... I dokądże mnie zawieziesz?