Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Teresa zarumieniła się jak wiśnia, szczęściem, gęsta woalka n:e dozwoliła widzieć jej pomieszania.
— Może podać co jeszcze przed śniadaniem? — zapytała oberżystka.
— Filiżankę czekolady, jeśli łaska — odrzekł Gaston...
— Zaraz będzie. Właśnie tylko co Anusia przyniosła świeże mleko od naszej krowy.
— Czy robotnicy rozpoczęli już budowę?
— Jeszcze od wczoraj rana.
— Może chcesz obejrzeć domek, nim podadzą czekoladę? — zapytał Gaston Teresy.
— Dobrze.
— Oto są klucze — rzekła oberżystka, podając je Gastonowi — drzwi zaś od ogrodu otwarte.
— Nasza gospodyni jest najlepszą w świecie kobietą — mówił Gaston wyszedłszy z oberży. — W danym razie możemy nawet jej się zwierzyć. Pozwoliłaby sobie uciąć język, a nie wydałaby nas. Tu możemy być spokojni.
Weszli do ogrodu, obejrzeli roboty rzemieślników i wstąpili do domku.
— Ależ tu nam będzie doskonale!- zawoła a Teresa, po obejrzeniu całego mieszkania.
— Podczas zimy może ci będzie trochę przykro, wieczory zwłaszcza wydawać ci się będą długiemu.
— Nie będę się nudzić ani zimą ani latem, bo ty będziesz zemną.