Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

my się prędko we wszystko, co się okaże potrzebnem, gdyż ja bezpiecznie mogę przyjeżdżać do Paryża. Nawet potrzeba, by często widziano mię w tej dzielnicy, bo to odwróci odemnie podejrzenie, gdyby jakie miano...
— Więc gdy ty będziesz w Paryżu... to, ja mam pozostawać sama? — zapytała Teresa z przestrachem.
— Uspokój się, droga, każda nieobecność moja trwać będzie krótko, i tylko w pierwszych czasach będę wyjeżdżał, później coraz rzadziej.
— Poddaję się... Zresztą, w takich chwilach będę myśleć o tobie... Będę mówić sobie, że kocham cię i że ty mnie kochasz.
— Tak, kocham... ubóstwiam cię... i objąwszy ją ramionami, namiętnie przycisnął do serca...
— Dziś więc o godzinie trzeciej w nocy... — rzekł raz jeszcze, uwalniając ją ze swych objęć.
— O trzeciej.. powtórzyło wzruszone dziewczę.
Gaston obawiając się, by nie został zaskoczony powrotem Eugenji, pożegnał Teresę, wrócił do siebie i zabrał się do pracy nad posągiem, zamówionym przez pana de Lorbac.
Wieczorem poszedł na obiad, parę godzin przepędził w kółku Związku artystycznego, i czas jakiś przechadzał się po bulwarze włoskim, gdzie spotkał wielu znajomych. Chodziło mu o to, by dać się widzieć jak największej liczbie osób, by w danym razie mieć dowód, iż w czasie tym przybywał w Paryżu. Dopiero o północy zakończył swoją wycieczkę i wró-