Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Byłoby ono konieczne... Pańska pozycja, w kwiecie zbyt różni się od naszej, by życie wspólne było możliwe... Zresztą człowiek nie jest doskonałym, a zwłaszcza kobieta — mamy swoje słabości. Pomimo wielu lat pracy mego męża, jesteśmy prawie ubogimi. Przepych, otaczający Teresę, poniżałby nas, gdy ona z swej strony mogłaby się rumienić na widok skromnej sytuacji rodziców, co byłoby dla nas najgłębszą, niewyleczalną boleścią. Tysiąc razy wołałabym poświęcić majątek, niż zerwać serdeczne dotychczas nasze węzły rodzinne... tysiąc razy wołałabym widzieć Teresę żoną człowieka, którego praca byłaby bogactwem, z którym, żylibyśmy na równi, i który nie rumieniłby się za nas jak i my za niego ponieważ między nim a nami nie istniałaby żadna różnica...
— Skoro córka państwa byłaby bogatą, to i rodzice jej byliby bogatymi — rzekł Ritter.
— Nasza! miłość własna nie pozwoliłaby żyć Kosztem naszego dziecka — wtrącił Robert Daumont i gestem i tonem prawie komicznym. — Czulibyśmy się skrępowani, a takie życie...
— I ja tak myślę — przerwała Eugenja. — Czyż podobna, abym nie chcąc poniżać Teresy mojem skromnem ubraniem, żądała od niej sprawienia mi sukni albo futra? bym idąc pieszo ulicą, uciekała z obawy, by błoto z pod kół jej powozu nie obryzgało mnie jej matkę? Nie, to być nie może, panie baronie. To być nie może. Czyżby panbył innego zdania?
— Tak, innego... — odrzekł Ritter.